EMIL BORYCZKO - MOJE WAKACJE W GMINIE ŻEGOCINA

"Wszystko Ci bratnie, wszystko bliskie,
Głos ma dla ciebie zrozumiały,
Ta ziemia szara, ten kraj cały,
Te lasy Twoje, szumią mową,
I dąb odwieczny nad dąbrową
Te czaple, czajki i łabędzie,
Coś swego widzisz, słyszysz wszędzie."

                                      
Teofil Lenartowicz

Z cyklu: "MAŁA OJCZYZNA"

MOJE WAKACJE W GMINIE ŻEGOCINA

      Numer dziewiąty sympatycznego i ciekawego miesięcznika "Ziemia Bocheńska" zawędrował na południowe Mazowsze w sam środek Puszczy Kozienickiej. Oczywiście nie zawędrował sam przywiozłem go w plecaku z mojego wakacyjnego pobytu w gospodarstwie agroturystycznym Państwa Kazimiery i Stanisława P. w gminie Żegocina. Ten trzytygodniowy pobyt był dla mnie absolutnym zaskoczeniem, musisz bowiem drogi czytelniku wiedzieć, że jestem zdecydowanym obieżyświatem i nigdy z własnej woli w jednym miejscu a zwłaszcza w górach nie przebywałem dłużej niż trzy dni. Zawsze pragnąłem, by móc rychło popatrzeć co jest za tą górą przed którą stoję i za tamtą i tamtą i tamtą i jak tu w miejscu ustać. W końcu przewędrowałem w górach te kilkanaście tysięcy kilometrów w tym wszystkie większe w powiecie Bocheńskim wzniesienia między Rabą a Łososiną. Odbyłem swoje 40-ci urlopów z plecakiem. Nie zawsze wiedziałem co będę jadł i gdzie będę spał następnego dnia, lecz nigdy nie odmówiono mi noclegu. Teraz mam być opiekunem moich kochanych wnuków przez trzy tygodnie. Trudno uwierzyć ale one minęły tak jak owe przysłowiowe trzy dni. Wielka w tym zasługa wyrozumiałej życzliwości Pani Kazimiery i Pana Stanisława, dorosłych synów Zbyszka i Janusza oraz córki Ani uczennicy 7-ej klasy. Od każdego z członków tej wspaniałej rodziny, mogłem czerpać wiedzę o okolicy.
      W wolnych chwilach gdy sen poobiedni wnuków lub ich spolegliwa zabawa w obejściu zwalniała mnie od obowiązków guwernera, mogłem czynić notatki i szkicować interesujące przedmioty i obiekty, które w ciągu dnia poznałem. Dziś pokusiłem się o przegląd i podsumowanie zebranych materiałów.

      Wychodzi na to, że o gminie Żegocina mogę wypowiedzieć się w superlatywach, a oto one:
1. Gmina Żegocina zdjęła z siebie odium totalitarnego systemu i zadbała o cmentarze wojenne 1914/I5 straszliwie zdewastowane w okresie PRL. Wieczystą opiekę na tymi cmentarzami w umowie międzynarodowej zapewniła II Rzeczypospolita. Obywatele Żegociny ten obowiązek honorowy wypełnili budując godny wizerunek obywatela III Rzeczypospolitej.
2.  Na placu przed piękną bryłą Kościoła św. Mikołaja stoi skromny pomnik św. Franciszka z Asyżu - prekursora ekologów. Mądrości miejscowego duszpasterstwa przypisuję ten szczególnie miły akcent, pracujący przecież dla całej okolicy. Pracuje on również dla Polski poprzez osoby które mają zdolność otwartego myślenia i postrzegania w czasie choćby chwilowego pobytu. Urokliwe piękno otaczającej przyrody zachowamy, jeżeli stosować będziemy zasady którymi kierował się w życiu biedaczyna z Asyżu - "Kochać wszystko co Bóg stworzył i niczemu nie szkodzić", czy inaczej może myśleć człowiek, który z ręką na sercu twierdzi, że jest ekologiem ?
3.  Wielki nasz pisarz Stefan Żeromski powiedział: "UMIERAJĄ TE SPRAWY, ZA KTÓRE NIKT ŻYCIA NIE DAJE". Jest miejsce czyste i zadbane poświęcone tym co w Żegocinie za Polskę życie oddali.
4.    Kapłan, Wójt; samorząd lokalny, poszczególni mieszkańcy pragną dobra dla swej wspólnoty. Umiejętne łączenie tych pragnień to wielka rzecz dla przyszłości. Symbolem jednoczącym wspólnoty jest sztandar. Żegocina poświęciła swój w dniu 16.08.1998 w 705 urodziny. Brawo działacze i mieszkańcy, jesteście na dobrej drodze, o milę przed innymi.
5.    "Wiedzę zdobywa się w szkołach - mądrości uczy życie". Mądrość życiowa przekazywana była w pieśniach, zwyczajach i opowiadaniach. Najwyższy czas, aby ten wielki skarb pokoleń utrwalić słowem pisanym. Będzie to zapora przed pochopnym przejmowaniem elementów wątpliwej maści z subkultur zachodu. Żegocina nie traci czasu, skarb pokoleń nie zginie. Przejąłem do swojego zbioru, piękną książkę zatytułowaną "W kręgu żegocińskich baśni, obyczajów i zwyczajów". Chylę czoła przed tymi, którzy materiał dostarczyli. Wdzięczność należy się tym, którzy go opracowali. Czytelniku! znasz jej treść, ale zerknij jeszcze raz do rozdziału zatytułowanego "Wprowadzenie". Jest tam program dla Ciebie i nas wszystkich jak zachować tożsamość narodową, by stać się Europejczykiem świadomym dokonań i wartości Małej Ojczyzny Żegociny.
6. Drewniany kościółek zabytek kultury narodowej wysokiej klasy, dożywający ostatnich dni na cmentarzu w Królówce, mieszkańcy Rozdziela przenieśli na własnych barkach do siebie. Wielkim wysiłkiem przywrócili mu dawną świetność.
7. Przechodniu! wielowiekową historię tej perły budownictwa drewnianego odczytasz z oryginalnego odsłoniętego portalu po stronie wschodniej świątyni, a wielkość wniesionego trudu poznasz po spracowanych dłoniach parafian. Być dumnym z dokonania wielkiego dzieła to piękna rzecz. Mieszkańcy Rozdziela noszą tę dumę w sercach.
8.  Zapoznałem się w miarę dokładnie ze spustoszeniami spowodowanymi powodzią w 1997 i 1998 roku, rozmawiałem z poszkodowanymi i usłyszałem z ust młodego mężczyzny: "Nasze kłopoty skończą się jak te góry się rozsypią". Drogi przyjacielu, masz duszę jak stal hartowaną w ogniu. Te kłopoty się nigdy nie skończą, Ty o tym wiesz, ale rąk nie opuszczasz. To wspaniała cecha ludzi gór. SZCZĘŚĆ WAM BOŻE !
9. O wielkiej uzdrawiającej sile płynącej z piękna gór w skarlałe ludzkie serca pisało i pisze wielu wspaniałych ludzi, mój głos niewiele tu wnosi, wstaję więc wcześnie rano i patrzę z okien domu moich gospodarzy na południe. Stoki Laskowej Góry (602 m), na której mieszkam i schodzący z lewej w dół grzbiet Orłówki (~ 500 m) zwanej tu Jastrząbką tworzą bramę, przez którą przeciska się w dolinę Łososiny szemrzący po kamieniach potok Rozdzielec. Ten to potok w okresach powodziowych przybiera rozmiary Dunajca. Na południu horyzont zamyka siwiejący dalą Beskid Limanowski - widoczne szczyty Jaworz (921 m) i Sałasz (909 m).

      Ta wieloplanowa panorama, barwi się z każdą chwilą inaczej, a przy pełni księżyca nabiera bajecznego tchnienia. O wschodzie słońca najchętniej patrzę na północ na wierzchowinę grzbietu Łopusze (661 m) - Kobyła (613 m). Słońce ślizga się tu między Jastrząbką a Kamionką oświetlając stoki grzbietu. Nabierają teraz plastyki i widać na nich wszystkie szczegóły. Bez trudu rozpoznaję grupę drzew z kapliczką upamiętniającą rabację Szeli z 1846 roku. Na wprost na bezleśnej wierzchowinie samotny domek letniskowy. Od niego w lewo drogą podszczytową kilka razy w swym życiu przechodziłem na cmentarz wojenny 1914/15 znajdujący się na północnych stokach Kobyły. W lewo zaś zalesionymi stokami Łopusza do centrum Żegociny.  Te powtórzenia przejść składam na karb tego piękna, które wręcz woła, lecz ja nie potrafię go opisać.
     Do wysokości domu moich gospodarzy potok Rozdzielec przyjął w swoje koryto cztery mniejsze dopływy z powierzchni około 8 km2, a więc rocznie spływa tędy co najmniej 6400000 m3 wody. To daje nam wyobrażenie o sile z jaka działa Rozdzielec na brzegi swojego koryta w okresie powodzi. Brodząc w wodzie i pokonując liczne przeszkody w stromych kanionach potoków kontynuowałem moim wnukom żywe lekcje geologii. Chłopięta wybałuszały swe oczy i pytały bez końca, a i mnie staremu wyjadaczowi też czasem dech zapierało. Cóż to za wspaniała okazja w oparciu o schronisko szkolne Rozdziela, rozbudzać wśród młodzieży zamiłowanie do czytania w kartach ziemi ,na której przyszło nam żyć.

      Kochani mieszkańcy Rozdziela nie gniewajcie się za to, że z waszych potoków wybrałem co najmniej kilkanaście kilogramów odłamków skalnych, aby pokazać je tej młodzieży, która tu na południowym Mazowszu w okolicach Puszczy Kozienickiej mieszka na "poduszce" drobnego piasku, którego warstwa przekracza w niektórych miejscach 100 metrów a ciągnie się dziesiątkami kilometrów. Te bardzo ciekawe odsłonięcia skalnych brzegów i możliwość szerokiego wyboru skalnych okruchów nastąpiły w wyniku powodzi, która jednocześnie podmyła lub zniszczyła wiele odcinków dróg, zerwała kładki i mostki, uszkodziła w wielu miejscach powierzchnię gruntów rolnych.
     Kultura materialna mieszkańców Żegociny, zasługuje w równym stopniu na pamięć, jak kultura duchowa przedstawiona w omówionym wcześniej wydawnictwie, mam więc cichą nadzieję, że niepotrzebne w gospodarstwach rekwizyty znajdą miejsce w lokalnym muzeum połączony z mini skansenem.
    To co mogłem napisać i narysować dzięki Panu Stanisławowi, to tylko część tego co można znaleźć u sąsiadów a co dopiero u mieszkańców w całej gminie. Żegocina ma wspaniałych działaczy, mam więc nadzieję, że w ślad za pięknym zbiorem baśni i obyczajów przyjdzie czas na katalog przedmiotów przyszłego muzeum.

      Oto przykłady:
1.    Wykorzystanie bydła domowego jako siły pociągowej w gospodarstwach wiejskich. W języku codziennym spotykamy takie zwroty: pracuje jak wół, patrzy jak wół na malowane wrota, stoi jak wół. Przeciętny obywatel zapytany, co rozumie prze słowo "wół" niewiele może powiedzieć, a przecież słowo to występuje dość często w literaturze zwłaszcza o treści historycznej. Za armiami pędzono zwykle stada wołów na spyżę dla wojska. Znane są wole szlaki, którymi pędzono woły do większych miast jak Lwów, Kraków, Wrocław. W opisach wojny 1914-1918 możemy spotkać informację, że na zaopatrzenie armii rosyjskiej pędzono stada wołów. O wołach mówi się przy okazji pasterstwa karpackiego. W opisie Połoniny Wetliń-skiej w Bieszczadach znalazłem informację, że w latach międzywojennych wypa-sano tu latem 1300 siwych wołów. Co to są więc woły, skoro nic się o nich dzisiaj nie mówi. Otóż określenie "wół" mieści się w pojęciu bydła domowego, które wywodzi się z udomowionego tura żyjącego w stanie dzikim w Europie jeszcze w Średniowieczu. Potrzeby życiowe na przestrzeni wieków wykształciły trzy główne typy bydła domowego:
1)    mleczny,
2)    mięsny,
3)    pociągowy.
     Dziś głównie hoduje się krowy mleczne, chociaż w publikatorach spotykamy określenie "bydło opasowe" czyli mięsne, natomiast wyszło z użycia bydło pociągowe. Bydło mięsne i pociągowe pasuje do wyrażenia "wół", z tym że straciło ono swoje znaczenie gdyż nadwyżki byczków i jałówek bydła mlecznego przeznaczone są na rzeź jako bydło mięsne. Tu i ówdzie w terenach górskich można spotkać zaprzęgi złożone z krów mlecznych rasy czerwonej. Są to niewielkie zgrabne krowy dające niewielka ilość mleka za to bardzo tłustego. Na karki tych właśnie krów nakładane jest wole jarzmo. Pan Stanisław z Rozdziela, w rodzinie którego spędziłem wspaniałe wakacje, udostępnił mi takie wole jarzmo do obejrzenia. Narysowałem je za zgodą Gospodarza. Przy okazji stwierdziłem, że jarzmo to byłoby o wiele za małe dla krów rasy czerwono-białej, które aktualnie Pan Stanisław hoduje. Czytelnik może dojść do takiego samego wniosku gdyż obok rysunku podana jest podziałka, wg której można odtworzyć jarzmo a hodowla krów czerwono-białych jest aktualnie rozpowszechniona. Wole zaprzęgi odchodzą w niepamięć i coraz mniej ludzi takich jak Pan Stanisław odnoszących się z szacunkiem do wytworów ludzkiej pracy, choćby takiego jak wole jarzmo, a przecież już go nie zastosuje.
     Biorąc do ręki poszczególne elementy jarzma mogłem się przekonać, jak przemyślana jest jego konstrukcja i jak mądrze dostosowana do anatomii i psychiki zwierzęcia takiego jak krowa. Poszczególne elementy wyrównane i wygładzone tak aby zwierzę w czasie pracy nie cierpiało! Mimo wszystko przyuczenie zwierzęcia do pracy w jarzmie nie było łatwe.

JARZMO ZAPRZĘGOWE BYDŁA DOMOWEGO

Jarzmo.


1) spodzień; 2) zadki; 3) snoska; 4) okucia metalowe; 5) otwory do regulacji jarzma w zależności od wielkości lub stopnia obciążenia wykonujących pracę zwierząt.

CEP DO MŁÓCENIA ZBOŻA

1) dzierżok (kij leszczynowy); 2) bijok z drewna twardego; 3) kapica ze skóry surowej;4) rzemień ze skóry wyprawionej do zaciskania kapicy na główce dzierżoka i bijoka. Zaciski kapicy na główkach powinny być na tyle luźne aby umożliwić swobodny obrót dzierżoka bi-joka wokół własnej osi. Połączenie kapic dzierżoka i bijoka za pomocą metalowego pierścienia lub rzemienne.
2. Cep do młócenia zboża
     Pisarz Kazimierz Koźniewski w zbiorze opowiadań wydanych po 1945 roku opisuje, jak to polscy żołnierze tułacze w 1939 roku demonstrowali rumuńskim chłopom polski cep. W tym czasie w Rumunii stosowano do młócenia zboża woły, które przepędzano po klepisku. Cep w oczach rumuńskich chłopów był narzędziem niezwykłym, które pozwalało wykonać pracę młócenia szybciej i dokładniej toteż nasi chłopcy oprócz sowitego wynagrodzenia zyskali dozgonną wdzięczność.
     Koło garncarskie wymyślili Sumerowie około 5 tysięcy lat temu. Skonstruowano go w sposób idealny bo przez tysiąclecia nie było potrzeby jego udoskonalania i w takiej też postaci istnieje po dzień dzisiejszy. Nie wiem kiedy powstał cep do młócenia zboża, ale w swej prostocie jest równie doskonały jak koło garncarskie. "Dzierżok" - leszczynowy lekki i chwytny, nie obciąża niepotrzebnie pracującego, za to "bijok" z drewna o gęstości większej o 25-30% doskonale kruszy kłosy zbóż. Kapice na dzierżoku i bijoku formowane z surowej skóry na odpowiednich prawidełkach są doskonale sztywne i sprężyste dzięki czemu "główki" dzierżoka i bijoka mogą się w,nich dowolnie obracać, co również oszczędza siły pracującego. Wreszcie stosunek długości bijoka do dzierżoka jak 1:1,6 pozwala na stosunkowo swobodne pracowanie cepem. Dziś narzędzie to wyszło z użycia, chyba że chodzi o słomę przeznaczoną na strzechy lub do wyrobu różnego rodzaju "słomianek". Bo młócenie cepem to rytuał w którym obydwa produkty tj. ziarno i słoma są wysoko cenione.
     Kiedy w swych nostalgicznych wędrówkach po polskich wsiach słyszę odgłosy cepów mam nieodpartą chęć, jeszcze raz spojrzeć na te ciężką lecz pełną wielkiego szacunku dla chleba pracę. I wówczas to wracam do myśli, że cep, to polski wynalazek, a prototypem mógł być cep bojowy którym nasi rycerze młócili po łbach Krzyżaków pod Grunwaldem. To też było "zbożne" działanie, bo w obronie ojczyzny, a cep bojowy można oglądać w muzeach, tak jak cep do młócenia zboża w niektórych stodołach.

3. Wialnia (młynek) do czyszczenia ziarna z plew. Urządzenie z końca XIX wieku wzbudza podziw trafnością rozwiązań poszczególnych elementów.
Egzemplarz oglądany (u pana Stanisława w Rozdzielu) pamięta początki XX wieku, wykonany prawie w całości z drewna uderza estetyką wykonania. Elementy metalowe, to: żeliwna przekładnia zębata z korbą - oś wirnika, oraz dwa niewielkie łożyska mechanizmu potrząsającego dnem kosza i sitem poziomym. Pozostałe elementy drewniane połączone bez użycia gwoździ i śrub. Na rysunku przedstawiono szczegóły budowy i działania.

1) bęben wialni; 2) łopatki wirnika; 3) obustronne otwory dopływu powietrza; 3a) przekładnia zębata z korbą; 4) kosz z ziarnem nieoczyszczonym; 5) potrząsalne dno kosza; 6) potrząsalne sito; 6a) mechanizm potrząsania; 7) sito pochylne I; 8) sito pochylne II; 9) oczyszczone zboże; 10) poślad; 11) piasek i ziarna chwastów; 12) plewy.

     Obserwując rozruch młynka, za najciekawsze uznałem rozwiązanie mechanizmu potrząsającego, składającego się z drewnianej listwy sprężynującej "S" i urządzenia zamieniającego ruch obrotowy na ruch posuwisto zwrotny o określonej wartości odchylenia. Na przedłużeniu osi wirnika po zewnętrznej stronie młynka, osadzony jest symetrycznie element o przekroju trójkąta równobocznego G. Prostopadle do osi wirnika i równolegle do płaszczyzny elementu G umocowany jest za pomocą dwóch łożysk Ł - drążek drewniany z poziomą płytką P i prostopadłym do niej trzpieniem T. Koniec trzpienia T, połączony jest rzemieniem ze zblokowanym układem: dno kosza - sito (poz. 5 i 6). Służy temu niewielki otwór w obudowie młynka. Na tej samej wysokości również rzemieniem połączony jest blok (poz. 5 i 6) z drewnianą listwa sprężynującą "S" (po przeciwnej stronie młynka).
W czasie ruchu młynka trzpień wychyla się o około 45° pociągając za sobą blok 5 i 6 o skok około 5 cm. Gdy trzpień wraca na swoje miejsce działa sprężynująco listwa S. Mechanizm potrząsający umożliwia równomierne podawanie zanieczyszczonego ziarna w strumień powietrza rozdzielającego ziarno od plew.
     Ciekawostką jest fakt, że wirnik posiada 5 łopat, chociaż łatwiej byłoby mocować 4 lub 6. Wirnik obraca się centralnie wewnątrz fragmentu spirali a nie koła, w ten sposób między końcem łopat a obudową w górnej części jest spora szpara (A) natomiast w części dolnej mniejsza (a). Fakt powyższy zwiększa siłę strumienia powietrznego który oddziela plewy od ziarna. Na tym nie koniec! Ciekawy jest sposób wykonania spiralnej części obudowy z desek grubości ~ 2 cm. Obudowa ta wykonana jest z blatu drewnianego o wymiarach 55 x 160 cm. Co 7 cm blat ten został nacięty poprzecznie rowkami o szerokości ok. 0,3 cm i głębokości 1,5 cm. Teraz blat musiał być poddany operacji uelastyczniania drewna jak się to robi w procesie fabrykacji mebli giętych. Zaginania w miejscach nacięć musiało odbywać się na odpowiednim prawidle - poczym element suszono. W ten sposób spiralna obudowa wirnika przypomina część wielościanu nieregularnego! Patrząc na staranność i precyzję wykonania chylę czoła przed, rzemieślnikami którzy dali w ten sposób dowód wielkiej kultury pracy. Myślę że Jan Paweł II pisząc encyklikę LABOREM EXERCENS taki poziom ludzkiej pracy miał na uwadze.

4. Żarna do mielenia zboża
    W centrum Rozdziela u zbiegu potoków mieszka sędziwy, sympatyczny stale zapracowany Pan Stanisław Zelek z rodziną. Na skarpie podjazdu do gospodarstwa od strony Laskowej urządzany jest ogródek skalny przyciągający oczy starannością doboru roślin. Podjazd obudowany jest kamieniem wydobytym z Rozdzielca, w skarpie widoczne dwa koła żarnowe i kamień brusa do ostrzenia narzędzi. To wystarczająca zachęta aby Panu Stanisławowi przerwać na chwilę nieustanną krzątaninę i nieco porozmawiać, a jest o czym, bo Pan Zelek podobnie jak moi gospodarze mieszkający w sąsiedztwie, to skarbnica wiedzy o Rozdzielu i okolicy. Szkicując interesujące kamienie dowiaduję się, że kamień do żarn wycinany był z podkładu skały o dużej wytrzymałości na ścieranie w przeciwnym bowiem wypadku w mące pojawiał by się nieprzyjemny piasek. Wysoka jakość kamienia to dobra mąka. Na wierzchu górnego kamienia wycięte otwory do zaczepiania żarnówki - drążka umożliwiającego wprawienie w ruch obrotowy kamienia. Obok wyryty znak krzyża. To piękny i wzruszający ślad wielkiego szacunku DLA CHLEBA. Mimo woli nasuwają się słowa Wieszcza:
"Do kraju tego gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi wraz z ucałowaniem Tęskno mi Panie".
    Pan Stanisław wyplata ze słomy mocne trwałe koszyczki - formy, w których wyrasta ciasto chleba przed włożeniem do pieca. Wielkiego kunsztu potrzeba aby wykonywane przedmioty obok użyteczności cechowało piękno formy. Te dwie cechy posiadają wyroby Pana Zelka, u którego oglądałem oryginalne żarna: kamień obracany jest zmyślnie napędem elektrycznym, poruszającym jednocześnie dozownik ziarna.

5. O węglu i żelazie
     Przy okazji wysłuchuję opowieści o kowalu który w rozpadlinie skalnej znalazł żyłę węgla, używając go do podtrzymywania ognia na kotlinie. Potwierdzam zasadność informacji. W Karpatach tu i ówdzie można spotkać pokłady węgla typu węgla brunatnego tzw. lignitu. Na wschodzie w rejonie Strzyżowa usiłowano węgiel taki eksploatować. Z uwagi na nieopłacalność, eksploatację odwiertu zaniechano.
      Teraz rozmowa schodzi na temat obróbki żelaza. W Karpatach istniały jeszcze w XIX w. piece do przetapiania rudy darniowej na surówkę, służące do odlewania balustrad, pomników cmentarnych, krucyfiksów i żeliwnych garnków. Tu w Rozdzielu można je spotkać, a od moich gospodarzy dostałem na pamiątkę żeliwny kociołek stosowany do grzania wody. W Bieszczadach i Beskidzie niskim rozpowszechnione były wyroby żeliwne pochodzące z tzw. rudniaków będących własnością rodziny Aleksandra FREDRY! Te wyroby z żeliwa zachwycają znów starannością wykonania i pięknem formy.

Emil Boryczko.

Wydawnictwo E. Boryczko.

  Emil Boryczko - jest mieszkańcem Tarnowa. Urodził się w 1931 roku. Po ukończeniu Technikum Chemicznego pracował w Zakładzie Zbrojeniowym w Pionkach k. Radomia, studiując jednocześnie w filii Politechniki Warszawskiej. Przez wiele lat przyjeżdżał na letni wypoczynek do Żegociny, a ściślej mówiąc do Rozdziela. Jest inżynierem chemikiem, specjalistą od materiałów wybuchowych, a obecnie emerytowanym już pracownikiem zakładu w Pionkach. Od 1970 roku interesuje się szczególnie cmentarzami wojskowymi I wojny światowej. Te właśnie zainteresowania rozwinęły się, gdy zaczął poszukiwać grobu swojego dzaidka, który wyjechał na wojnę parą koni i nigdy już z niej nie powrócił. Poszukując grobu dziadka odwiedził ponad 400 cmentarzy położonych w południowej Polsce (Galicji Zachodniej). Na wszystkich robił fotografie i szkice. Zebrał w ten sposób olbrzymie archiwum, które postanowił przekazać Żegocinie.

     Pan Boryczko jest autorem kilku prac i wystaw. W Żegocinie można przeczytać jego pracę pt. "Moje wakacje w Gminie Żegocina" (publikacja powyżej). " Napisał także "Przyrodnicze Ścieżki w Dorzeczu Zagożdżonki" - książkę z charakterystyką przyrodniczą dorzecza rzeki Zagożdżonki.  Jego autorska wystawa fotograficzna "Tarnowiacy na polach bitewnych 1914 - 1915" prezentowana była w obiektach Mościckiej Fundacji Kultury w Tarnowie. Podobne wystawy prezentowane były w Pionkach, gdzie autor mieszkał w latach swojej pracy zawodowej, a więc do roku 1991.

[wstecz]