Największe nasilenie zamorskiego wychodźstwa z ziem polskich, w tym z
naszych rejonów, tj. okolic Żegociny, nastąpiło w przededniu I wojny światowej oraz
na początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia. W tym czasie również nastąpiła
znaczna emigracja zarobkowe do Francji, Belgii, Czech i Danii. Emigranci z naszych stron
osiedlali się w Ameryce, głównie w skupiskach polonijnych, będących osadami
fabrycznych zakładów przemysłowych, w których znajdowali zatrudnienie. Było to więc
Chicago, a głównie South Chicago w cieniu zakładów Illinois Steel Company, z
przylegającymi do tej dzielnicy miastami Hammond i Gary. Była Pensylwania - rejon
Pittsburga - z kopalniami węgla i zakładami metalurgicznymi United States Steel i
Allagheny Ludlum Steel, miasto Milawukee, Buffalo czy Detroit z polską fabryczną
dzielnicą Hamtramck, związaną z amerykańskim centrum przemysłu samochodowego.
W okresie największego nasilenia emigracji, z naszych wsi, ze znanych
mi osób wyjechali:
a) z Łąkty Górnej: Józef Guzik, Jan Holota, Michał Krawczyk z Witkówki, Tomasz
Krawczyk z Witkówki, Antoni Kępa - Kuce, Jan Kępa - Kuce, Małgorzata Kukla - Konice,
Ludwika Krawczyk - Konice, Feliks Furtak, Władysław Furtak, Antoni Krawczyk, Salomea
Krawczyk, Julia Rosiek, Katarzyna Rosiek, Franciszek Rosiek, Ludwik Wrona - Lisówki,
Weronika Wrona - Lisówki,
b) z Łąkty Dolnej: Jan Stawarz, Jan Stanisz, Julia Stanisz, Jakub Kukla, Małgorzata
Nowak, Michał Nowak, Wojciech Czech, Franciszek Kowalski, Wojciech Kowalski, Franciszek
Błoniarz - dziadek wieloletniego wójta gminy Żegocina Jerzego Błoniarza, Barbara
Błoniarz,
c) z Żegociny: Andrzej Łękawa, Walenty Janiczek, Marianna Janiczek, Jakub Szewczyk,
Wiktoria Szewczyk
Większość wymienionych wyjechała przed I wojną światową, niektórzy
wyjeżdżali dwukrotnie, by ostatecznie wrócić do storn rodzinnych. Z tej grupy na
stałe powrócili: Józef Guzik, Jan Holota, Michał Krawczyk, Tomasz Krawczyk, Antoni
Kępa, Jakub Szewczyk z żoną Wiktorią, Feliks Furtak, Wojciech Kowalski, Franciszek
Błoniarz. Pozostali osiedlili się na stałe w Ameryce, założyli tam rodziny,
wybudowali domy. Związki małżeńskie zawierali często wśród znajomych i tak np.
Andrzej Łękawa ożenił się z Małgorzatą Kukla z Konic, a Jan Stawarz z jej
przyrodnią siostrą Ludwiką Krawczyk.
Emigranci z naszego rejonu osiedlali się głównie w Stanie Michigan w
Detroit, gdzie powstawało obok Chicago również duże polonijne skupisko.
Lata 1910 - 1920 i następne były okresem burzliwego rozwoju motoryzacji,
który stworzył możliwości zatrudnienia w zakładach Forda, General Motors, Chryslera,
Chevroleta, stanowiących już wtedy i do dziś światowe centrum motoryzacji. Mimo dobrej
koniunktury w tym czasie, życie naszych emigrantów nie było łatwe. Wprawdzie wtedy
Henry Ford ogłosił, jak mówiono "początek rewolucji w dziedzinie wynagradzania
robotników", to rzeczywistość była dość trudna. W myśl deklaracji Forda,
każdy robotnik po osiągnięciu 22 lat życia mógł zarabiać w jego zakładzie 5
dolarów na dniówkę. Płacę tą robotnik mógł osiągnąć po spełnieniu wielu
warunków, z tym, że wymagania wydajności pracy były tak wysokie, że wielu przyjętych
an okres próbny uznawano za nieprzydatnych i wydalano z ich pracy, by na ich miejsce
przyjąć nowych. Fama niosła o wysokich płacach Forda, gromadziła wielu chętnych do
pracy w jego zakładach, można było wybierać najlepszych, nie zważając na los
pozbawionych pracy.
Emigranci z naszych stron opierali swą egzystencję o pracę w
zakładach przemysłowych. Drugie pokolenie już w dość znaczącym zakresie tworzyło
sobie lepsze szanse życiowe. Wielu z nich posiadało własne sklepy, stacje paliw,
przedsiębiorstwa transportowe, byli nauczycielami, dilerami salonów samochodowych.
Od 1935 roku w okres dojrzałości wchodziło pokolenie tych, którzy wyjechali przed I
wojną światową. Odbywały się śluby i wesela.
Polonia w Detroit tworzyłą organizacje związkowe, jej członkowie
ubiegają się o objęcie miejscowych urzędów publicznych, powstawały polskie banki,
kancelarie prawne i notarialne, polskie gabinety lekarskie, fundowane były stypendia dla
polskich studentów wyższych uczelni, wydawane były polskie gazety.
Tworzono polskie parafie i budowano polskie kościoły. Rozwijała się działalność
patriotyczna, zwłaszcza pod koniec I wojny światowej. W Detroit wielokrotnie
koncertował Ignacy Paderewski, rozbudzając dumę narodową, dzięki swej olbrzymiej
popularności w Ameryce.
Już wówczas, podobnie jak dziś, do wyjazdu koniecznym było posiadanie
paszportu i wizy. Podróż była trudna i długotrwała. Najlepiej znam te warunki na
podstawie historii mojego ojca, Jana Holoty, i sądzę, że są one reprezentatywne dla
wszystkich, którzy wyjeżdżali i wrócili do kraju na stałe.
Nasi emigranci korzystali z usług Towarzystwa Okręgowego "Cunard
Line", które oferowało - wg ich reklamy - "najszybszą komunikację w
świecie". Podróż morska rozpoczynała się z niemieckiego portu w Hamburgu lub
francuskiego Cherbourga, do których dojeżdżało się koleją. Statkiem dopływało się
do Nowego Jorku, stąd koleją do miejsca przeznaczenia. Podobnie było z drogą
powrotną. Warto przypomnieć, że podróż morską do Ameryki z Gdyni można było
rozpocząć po wybudowaniu portu Gdynia i zakupieniu przez rząd polski transatlantyku
"Batory", co nastąpiło w 1936 roku. Towarzystwo Okręgowe "Cunard
Line", posiadające swój oddział również w Krakowie (ul. Szpitalna 30), pomagało
swoim przyszłym pasażerom w uzyskaniu dokumentów podróżnych, poprzez swoje kontakty z
urzędami i konsulatami.
Mój ojciec Jan Holota przebywał w Ameryce dwa razy, raz od 1913 do 1919
roku, a drugi raz od 1923 do 1930 r. Pracował w zakładach samochodowych Forda, a po
godzinach pracy w fabryce dodatkowo, jako agent firmy odzieżowej Goodwear. Miał pewne
przygotowanie do tej pracy, ponieważ w Polsce przed wyjazdem uczył się krawiectwa.
Praca w tej firmie polegała na uzyskiwaniu zamówień na garnitury. Należało wyszukać
zainteresowanych nabyciem dobrej klasy garniturów, udać się do jego mieszkania,
wykonać szczegółowe pomiary sylwetki klienta, dokonać wyboru materiałów na podstawie
pakietu próbek, zebrać wszelkie inne życzenia klienta np. dwie pary spodni w komplecie,
i przekazać kompletne zamówienie do fabryki. Gotowy garnitur dostarczany był klientowi.
Wielki kryzys gospodarczy na przełomie lat 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku, oraz
warunki rodzinne, skłaniały emigrantów do powrotu i organizowania swojego życia w
kraju.
Mój ojciec, Jan Holota w towarzystwie Antoniego Kępy postanowili opuścić
Amerykę i wrócić do Polski. Było to w czerwcu 1930 roku. Powracający kupowali
ziemię, budowali domy. Mój ojciec kupił 9 hektarów ziemi, wybudował nowoczesny jak na
owe czasy, wzorowany na amerykańskich projektach, dom mieszkalny, stajnię, stodołę i
piwnicę, kupił dwa konie, uprząż, wozy konne, krowy, pług, brony, obsypnik,
sieczkarnię, pierwszy we wsi kupił silnik spalinowy do napędu młockarni, sieczkarni,
żarn, również pierwszy we wsi kupił młockarnię wialną. Jako jeden z pierwszych w
okolicy wybudował dwa zbiorniki betonowe na gnojowicę, którą wywożono specjalną
beczką (wykonaną przez ojca), na łąki, celem ich użyźnienia. Stworzył od podstaw i
prowadził uznane za wzorowe gospodarstwo rolne. Jakub Szewczyk wybudował dom, kupił
ziemię i las, wybudował młyn napędzany kołem wodnym na Potoku Saneckim w Żegocinie.
Antoni Kępa po powrocie zdobył zaufanie mieszkańców i został wybrany sołtysem,
pełnił tę funkcję przez wiele lat. Antoni Kępa i Michał Krawczyk znani byli
również z tego, że przed II wojną światową, jako jedyni we wsi posiadali odbiorniki
radiowe.
Cała ta grupa to ludzie światli, pracowici. Przebywając wiele lat w
środowisku wielkomiejskim kraju o wysokim poziomie gospodarki i zorganizowania, starali
się przenieść dobre wzorce na ojczysty grunt, stwarzając poprawę egzystencji swoich
urodzin, i stanowiąc element postępu swoich środowisk. |