Jego pogrzeb odbył się 14 listopada 1950 roku w
żegocińskiej parafii, z której pochodził. Ponieważ rodzinne strony opuścił dawno,
bo parę lat przed pierwszą wojną światową, był osobą mało znaną. W jego
rodzinnych stronach wiedziano tylko tyle, w okresie międzywojennym był kapelanem
wojskowym, zaś po II wojnie światowej - proboszczem na ziemiach zachodnich w Kłodzku.
Przez pewien czas jego grób był bezimienny. Rozpadł się drewniany krzyż i zginęła
tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem. Dopiero starania jego krewnej Marii Juszczyk,
która umieściła krzyż i imienną tabliczkę, zwróciły uwagę przechodzących przez
cmentarz na grób kapelana wojskowego znajdujący się przy cmentarnej kaplicy.
Ksiądz Jakub Juszczyk intrygował wielu swoją nieznaną historią
kapelańskiego życia. Czarną plamę niewiedzy udało się w ciągu dwudziestu pięciu
lat nieco rozjaśnić. Dla historyka, który chciałby się zająć tą ciekawą
postacią, pozostało do opisania wiele szczegółów biografii tego kapłana.
Franciszek Juszczyk urodził się 9 października 1890 r. w Żegocinie.
Zmarł zaś 8 listopada 1950 roku - taką datę zapisano w parafialnej księdze zmarłych
w Żegocinie, bądź 7 listopada 1950 r. - według informacji zawartych w Schematyzmie
Diecezji Przemyskiej z 1952 roku.
5 lipca 1914 r. - jak zapisała to Maria Juszczyk w książce: ".
Wspomnienia o artyście rzeźbiarzu Jakubie Juszczyku" - odbyły się jego prymicje.
I tą datę należy skorygować. 5 lipca odbyły się święcenia kapłańskie w
Przemyślu, prymicje odbyły się natomiast w późniejszym terminie, być może 12 lipca.
Pani Maria tak opisuje uroczystości prymicyjne, które odbyły się w rodzinnej parafii:
"Jakub (był to brat Franciszka - uwaga Z.K.), jak obiecał, przyozdobił
pięknie pokój. Na suficie z desek wymalował olejnymi farbami cztery pory roku.
Przybyłe damy chciały matkę prymicjanta do powozu wystroić w kapelusz. Matka wszak
miała w swych korzeniach pochodzenie szlacheckie. Jednak Franciszek się nie zgodził,
mówiąc: . (M. Juszczyk, ., s. 61)
Tamte prymicje opisała, po ponad sześćdziesięciu latach, ich
uczestniczka, Janina Motylewicz, w liście do Rozalii, bratowej ks. Franciszka.
"Na stację [do Bochni - uwaga Z.K.] przyjechała furmanka
wystrojona we wstęgi krakowskie i młodzieńcy na koniach po krakowsku ubrani po gości z
Tarnowa i Bochni. Orkiestra przywitała nas na początku Żegociny. (.) Była piękna
pogoda, poszliśmy do Kościoła, księdzu Juszczykowi asystował ks. [Jan - uwaga Z.K.]
Czuj, późniejszy poseł (w latach 1922-1935 - uwaga Z.K.). Potem było przyjęcie.
Stoły były suto zastawione, na podwórzu czy w sadzie. Pamiętam, że była trawa. Z
Księdzem chodziłam między ludzi, między orkiestrą i dolewaliśmy ze dzbanów piwa,
goście tańczyli. (.). Na drugi dzień orkiestra odprowadziła nas na drugi koniec
wsi". (M. Juszczyk, ., s. 62)
Prymicje odbywały się według ceremoniału, który w niezmienionej
formie przetrwał przez cały XX wiek. Ksiądz prymicjant przybywał do rodzinnej parafii
w sobotę. Rodacy witali go na granicy parafii, gdzie z jodłowych bali budowano bramę z
napisem "Witamy Księdza Prymicjanta". Neoprezbiter od tego miejsca jechał wraz
z rodzicami bryczką do parafialnego kościoła św. Mikołaja. Droga była ustrojoną
młodymi brzózkami przyozdobionymi kolorową bibułą. Bryczkę otaczała tzw. banderia -
gospodarze w ludowych strojach, na barwnie przystrojonych koniach.
W kościele ksiądz proboszcz witał prymicjanta, po czym odbywało
się nabożeństwo wieczorowe (majowe lub czerwcowe).
W niedzielę nowowyświęcony kapłan przyjeżdżał bryczką na
plebanię, gdzie ubierał się w szaty liturgiczne. Po czym prowadzony przez dziewczęta w
wieńcu z bluszczu udawał się do kościoła, aby tam sprawować pierwszą, czyli
prymicyjną, Mszę św. w rodzinnej parafii,
Po Eucharystii, po pobłogosławieniu rodziców, rodzeństwa i wiernych
udawał się na plebanię, gdzie ksiądz proboszcz wydawał obiad na cześć prymicjanta.
Następnie neoprezbiter wracał do domu, gdzie czekali na niego goście, i odbywało się
prymicyjne przyjęcie. Zwyczajowo oprócz najbliższej rodziny, zapraszano także
wszystkich sąsiadów z przysiółka, z którego pochodził wyświęcony kapłan.
Przyjęcie prymicyjne w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
odbywało się bez alkoholu i tańców. Grupa apostolska, pod kierownictwem księdza
wikariusza, przygotowywała program rozrywkowy dla zaproszonych gości. Kapela zaś
przygrywała do posiłków.
Ksiądz Jakub nie miał łatwej drogi do kapłaństwa. Pisała o tym
jego krewna, Maria Juszczyk:
"Przed ukończeniem liceum ogólnokształcącego [Jakub - dopisek Z.K.] stanął
przez problemem wyboru dalszej drogi życiowej. Udał się do pobliskiego Sanktuarium na
Pasierbiec, by prosić Matkę Najświętszą, aby Ona pokierowała jego dalszym losem.
Matka Boża wybrała go sobie jednak dla siebie, gdyż po powrocie do domu podjął
decyzję pójścia do seminarium. To właśnie na Pasierbcu, gdzie do dziś dnia wśród
wzgórz ciągną do Niej ze wszystkich stron pielgrzymki, a głos towarzyszących im
orkiestr rozchodzi się po lasach, powstało jego powołania. Droga jego w Seminarium, a
także w życiu nie była łatwa. Był przystojnym młodzieńcem, nic więc dziwnego, że
zakochała się w nim bogata szlachcianka, która znalazła poparcie u swych rodziców,
zaproponowała mu zmianę kierunku studiów, których koszt pokryli by jej rodzice.
Znajomość chciała zakończyć związkiem małżeńskim. Ile wewnętrznych rozterek
musiał przeżyć młody kleryk, zdając sobie sprawę, kosztem jakich wyrzeczeń swej
matki studiuje w seminarium? Wrażliwe serce Franciszka na pewno też nie było obojętne
na uczucia owej panienki, lecz mimo wszystko nie zboczył z wybranej drogi". (M.
Juszczyk, ., s. 57-58)
Franciszek oskarżony przed tarnowskimi władzami seminaryjnymi o
spotykanie się z dziewczętami musiał opuścić mury teologicznej uczelni. Przeniósł
się do Seminarium w Przemyślu, gdzie studiował w latach 1911 - 1914. Podczas studiów
nabył znajomość języka niemieckiego w słowie i piśmie oraz języka francuskiego w
piśmie, co będzie mu przydatne podczas posługi kapelańskiej.
Od września 1914 r. do grudnia 1915 roku pełnił funkcję wikariusza
w parafii Brzostek. 14 grudnia 1915 r. został mianowany kapelanem wojskowym armii
austriackiej. Nie wiemy czy zgłosił się do wojska dobrowolnie, czy też stało się to
na polecenie władzy świeckiej za porozumieniem w władzą kościelną. Przez dwa
tygodnie stacjonował w Przemyślu (od 14 do 31 grudnia 1915), a następnie w Sanoku (do
21 lutego 1917 r.). Prze piętnaście miesięcy przebywał na froncie rumuńskim i
włoskim (od 24 lutego 1917 do 17 stycznia 1918 r.). Przez prawie miesiąc pełnił
służbę w przemyskim superioracie polowym, a następnie przez osiem miesięcy (od 22
lutego do 3 października 1918 r.) w Samborze.
Pobyt w Samborze nie okazał się dla ks. Franciszka szczęśliwym,
bowiem został oskarżony o "głoszenie buntowniczych i podburzających kazań".
Tłem zatargu była stała i uporczywa obrona maltretowanych żołnierzy - Polaków przed
władzami austriackimi. Za karę został przeniesiony do pełnienia posługi w szpitalu
rezerwowym w Jarosławiu, oraz zobowiązany (czego nie posłuchał) do przedkładania do
cenzury wojskowej kazań przed ich wygłoszeniem.
Pod koniec października 1918 r. ks. Juszczyk rozpoczął pełnienie służby
w Wojsku Polskim jako kapelan ochotnik. Miejscem jego posługi był nadal szpital w
Jarosławiu, którego personel składał się wtedy z dwu osób (!): lekarza -
Polaka i kapelana. Ksiądz Franciszek ". nie waha się spełniać obowiązki
sanitariusza, wykonując od rana do nocy wszelkie najniższe posługi przy rannych i
chorych żołnierzach, nie wyłączając nawet grzebania zmarłych" ("Rozkaz
Wewnętrzny do katolickiego duszpasterstwa wojskowego w Polsce", nr 9 (1939)).
Dalsze jego losy możemy odtworzyć na podstawie dokumentacji
zachowanej w Kurii Polowej Wojska Polskiego. Otóż: w 2005 roku szczęśliwym trafem do
Archiwum Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego trafiła spuścizna ks. płk dr Tadeusza
Jachimowskiego. Zachowała się dzięki temu, że podczas II wojny światowej została
ukryta na strychu parafii w pw. św. Jadwigi Śląskiej w Warszawie Milanówku. Przy
okazji remontu odnaleziono cenne dokumenty zebrane przez kanclerza Kurii Polowej ks. płk.
T. Jachimowskiego z czasów pierwszego biskupa polowego Stanisława Galla. Dokumenty te
przekazał proboszcz ks. prał. Zbigniew Szysz biskupowi polowemu Tadeuszowi Płoskiemu.
Wśród dokumentów jest kilka na których widnieje nazwisko ks.
Franciszka Juszczyka. I tak:
W Dzienniku rozkazów Nr 38, z dnia 5 kwietnia 1919 r., pisanych
ręcznie, znajduje się tabela z następującymi kolumnami: "Imię i nazwisko",
"Przydział", "Pobory według rangi", "Zaliczenie" oraz
"Uwaga", gdzie wpisano dane dotyczące ks. Juszczyka.
Z tego dokumentu dowiadujemy się, że w kwietniu 1919 roku ks.
Franciszek Juszczyk przynależał do zgrupowania brygady Minkiewicza (była to Grupa
Operacyjna brygady Minkiewicza - uwaga Z.K), miał stopień kapitana (dokładniej:
pobierał pobory według rangi kapitana), i że stopień zaliczono mu z dniem 5 grudnia
1918 roku. Ksiądz Juszczyk kapelanem Grupy Operacyjnej brygady Minkiewicza został 5
grudnia 1918 r., z którą odbył kampanię zimową pod Chyrowem we Małopolsce
Wschodniej.
Dane tego kapłana widnieją na liście nominowanych kapelanów sporządzonej
w 1919 roku. Na szesnastej pozycji umieszczono adnotację, że 3 lipca 1919 r. (w
biogramie ks. Juszczyka zamieszczonym w "Rozkazie wewnętrznym." w 1939 r.
podano datę 1 maja 1919 r. - uwaga Z. Kępa) został on mianowany majorem proboszczem 3
dywizji piechoty Legionów. Z żołnierzami tej dywizji wziął udział w ofensywie na
Zbrucz, a później w styczniu 1920 r. na Dźwińsk i na Łotwę.
Na "Liście starszeństwa księży kapelanów zawodowych wyznania
rzymskokatolickiego (z 1920 r. roku) odnotowano, że ks. Juszczyk znajduje się w armii
"H", w 7 dywizji piechoty i ma stopień starszego kapelana czyli majora.
Ksiądz Franciszek Juszczyk podczas pobytu na froncie nabawił się
ciężkiego zapalenia płuc i 17 maja 1920 r. przeszedł jako referent do Dowództwa
Okręgu Etapowego "Wilno". Od 1 lipca 1920 r. pełnił obowiązki dziekana 7
Armii. 13 lipca został przeniesiony w charakterze referenta do Dowództwa Okręgu
Etapowego 1 Armii, a 18 sierpnia 1920 r. na stanowisko kapelana szpitala okręgowego w
Kielcach.
Od 1 sierpnia do 9 grudnia 1921 r. pełnił obowiązki proboszcza 7
dywizji piechoty w Kielcach. Od 10 grudnia 1921 r. do 27 lipca 1935 r. był proboszczem
parafii wojskowej w Przemyślu i zastępcą dziekana Dowództwa Okręgu Korpusu Nr X w
Przemyślu. Od kwietnia 1933 r. do lutego 1934 r. pełnił ponadto obowiązki kapelana
szpitala okręgowego nr 10 (DOK X).
Źródłem wielu informacji o kapelanach wojskowych są, wydawane przez
Kurię Polową, "Rozkazy Wewnętrzne do katolickiego Duchowieństwa Wojskowego".
I tak: w Rozkazie z 1 lipca 1925 r. znajduje się adnotacja, że starszy kapelan (tj.
major) Juszczyk Franciszek, kierownik rejonu duszpasterskiego Przemyśl: otrzymał zgodę
na 4 tygodniowy urlop.
W Rozkazie z 1 maja 1931 roku znajdujemy informację, że w Przemyślu
(DOK X) parafia wojskowa nosiła wezwanie Serca Pana Jezusa i obejmowała powiaty:
dobromilski, gródecki, jaworski, mościcki, przemyski i lubaczewski. Objęcie regularną
posługą wojska na tak wielkim obszarze wymagało ogromnego wysiłku.
W wydanym w 1925 r. Schematyzmie Kościoła Rzymskokatolickiego w
Rzeczypospolitej Polskiej znajdujemy kilka dalszych szczegółów dotyczących tego
kapłana. W publikacji tej został umieszczony na liście starszych kapelanów, co było
równoznaczne ze stopniem majora. Pełnił wtedy funkcję kierownika Rejonu Przemyśl.
Był odpowiedzialny koordynację pracy duszpasterskiej na terenie obejmującym Przemyśl,
Stryj i Sanok. Został odznaczony "Krzyżem Walecznych".
W liście do swojej mamy i brata Jakuba, opatrzonym datą 12 stycznia
1925 r. wysłanym z Przemyśla napisał: "Kaziowi posyłam jeszcze 20 zł. bo
zażądali od niego 30 zł. za używanie narzędzi do końca roku, a nie mogę mu posłać
wszystkich 30 zł. bo nie mam. Takie ciężkie warunki po wojnie, ale uważam, że nie ma
sensu rzucać posady wojskowej". (List przedrukowany w: M. Juszczyk, ., s. 63)
"Posada wojskowa" zapewniała mu wtedy stabilizację
życiową oraz dawała możliwość wspierania rodziny, która żyła ubogo.
W wydanej przez oficynę Rytm w 2001 r. książce "Kapelani
wrześniowi" (str. 590) znajdujemy adnotację, że ks. Juszczyk przed wrześniem 1939
r. był administratorem wojskowej parafii w Przemyślu, w kampanii polskiej 1939 r.
pełnił obowiązki dziekana i że był szefem duszpasterstwa 44 Dywizji Piechoty
Rezerwowej. Dane te wymagają korekty. Proboszczem (a nie administratorem parafii w
Przemyślu) był do 12 czerwca 1934 roku.
Biskup Polowy Wojsk Polskich Józef Gawlina z dniem 13 czerwca 1934 r.
przeniósł ks. Franciszka Juszczyka z Przemyśla do Włocławka i mianował go
administratorem tamtejszej parafii wojskowej. W 1939 r. pełnił stanowisko dziekana
Okręgu Korpusu.
W Rozkazach Wewnętrznych Biskupa Polowego Wojsk Polskich z lat 1937-
1938 znajdujemy kilka kazań i pogadanek ks. Franciszka Juszczyka. Pod jego imieniem i
nazwiskiem umieszczono adnotację "Proboszcz W.P. (Włocławek)".
Warto nieco miejsca poświęcić działalności kaznodziejskiej tegoż
kapelana. W numerze 5 z 1937 r. wspomnianych już Rozkazów umieszczono jego kazanie
skierowane do podchorążych, którzy ukończyli kurs i powracali do życia cywilnego.
- Po twardym i trudnym treningu ciała i ducha, kształceni na
najszczytniejszych wzorach rycerskich, wyposażeni, jakoby w wiano w najwznioślejsze
ojczyste ideały, jak: honor, męstwo, samozaparcie, poświęcenie bez granic - stajecie
na ojczystej arenie, by dokonać jako pełnowartościowi żołnierze - obywatele różnych
wyczynów w zawodach cywilnych, lecz cel ich jeden: dobro Ojczyzny. - Powiedział
wtedy ks. Franciszek Juszczyk.
W numerze 10 z 1938 r. Rozkazów Wewnętrznych. zostało opublikowane
kazanie ks. Franciszka Juszczyka wygłoszone w przeddzień święta pułkowego 14 Pułku
Piechoty podczas Mszy św. w intencji poległych żołnierzy. Powiedział wtedy do
zgromadzonych na uroczystości:
Synowie polskiej ziemi - ojcowie i bracia nasi.
Dziś polegli i zmarli. Dawno już rozsypują się ich kości.
Zabici i zmarli z ran przeważnie młodo, zaledwie w połowie drogi życia.
Żal nam młodego drzewka, wyrwanego z ziemi wichrem, żal tym bardziej młodego ludzkiego
życia.
Za kogo oddali oni swe życie?
Za Ojczyznę!
Chylimy przed nimi w hołdzie nasze czoło, a wiara nasza wkłada w usta serdecznej
modlitwy: "Pokój Wam, bohaterzy, i zwycięskie, wieczne życie!"
A gdzieś z oddali słyszymy pieśń ich chwały, którą śpiewa im geniusz narodu
polskiego: Sława, sława, sława!
W trzecim numerze Rozkazów Wewnętrznych z 1938 r. znajdujemy jego
przemówienie z okazji otwarcia przystani wioślarskiej, wygłoszone 2 maja 1938 r.
Przemówienie to ukazuje zdolności krasomówcze księdza Juszczyka. Na zakończenie
przemówienia tak apelował do wioślarzy:
"Nieście imię mocarnego narodu polskiego hen daleko, nawet poza granice
Państwa!
Trzymajcie wysoko wśród pienistej zamieci maszty waszego ducha, podnosząc innych na
wyżyny cnót i ofiarnej służby wolności!
Prowadź, zastępie żeglarski, twe łodzie śmiało wśród burz!
Niech w łodziach tych przebywa wśród was zawsze Chrystus, jak ongiś wśród uczniów
na tyberiadzkim jeziorze, abyś Bogiem mocny, wśród burz dziejowych umiał, hufie
żeglarski, czuwać w granic Ojczyzny wolnej!
W numerze czwartym Rozkazów z 1939 r. ks. Franciszek Juszczyk
zamieścił kazanie wygłoszone w przeddzień święta pułkowego 14 Pułku Piechoty,
poświęcone poległym i zmarłym żołnierzom. Apelował wtedy do żołnierzy:
Wojsko Polskie, i ty czynnie służący i ty wielkie wojsko rezerwowe, załóż w twym
sercu przewody wysokiego przepotężnej miłości Ojczyzny! Niech twoje kolumny żywe
będą przestrogą dla każdego, kto zbliży się w złych zamiarach do Najjaśniejszej
Rzeczypospolitej Polskiej, że nikt nie dojdzie bezkarnie! Że u stóp każdej kolumny,
rażony nagłą śmiercią wszelki śmiałek, jak każdy, kto niebacznie zbliży się do
filara wysokiego napięcia elektrycznego! Niech bije z tego "Jasnego Grodu"
potężna, życiodajna moc dla nas samych, nam na chwałę, dla wroga na szacunek a
zarazem na postrach i na grozę!.
W 1938 roku ks. Franciszek przygotował cykl pogadanek, które miały
ukazał błędne założenia komunizmu i przedstawić naukę Kościoła katolickiego
dotyczącą spraw społecznych. Pogadanki te przybliżały treść encykliki papieża
Piusa XI "Divini Redemptoris". Ukazały się one drukiem w Rozkazach
Wewnętrznych w numerze 8 z 1939 roku. Rozważania zakończył on słowami:
"List Ojca św. "O bezbożnym komunizmie", na
osnowie którego miałem do was trzy moje ostatnie pogadanki odnosi się do całego
świata. Odnosi się więc i do Polski katolickiej, tak Jego sercu drogiej. W Polsce
naszej wolnej jedno z pierwszych miejsc zajmuje wojsko, jako potężna społeczność.
Zadaniem wojska - to walka. Niechże zatem wezwanie Ojca sw. Do walki z komunizmem o prawa
Boże i prawa ludzkie odbije się w duszach waszych serdecznym odzewem. Ma to być walka
na śmierć i życie!"
"Żołnierska miłość Ojczyzny nakazem Bożym" - to
pogadanka zamieszczona w Rozkazach Wewnętrznych w numerze 10 w roczniku z 1938 roku. Jej
autor posłużył się wieloma cytatami z Pisma św. i z literatury, które miały
uzmysłowić żołnierzowi jak wielki to i zaszczytny obowiązek miłować swoją
Ojczyznę. Oto krótki fragment tej pogadanki.
- Obowiązek miłości Ojczyzny jest więc dla żołnierza polskiego i dla każdego
Polaka, obowiązkiem religijnym.
Z tego wniosek, że tam, gdzie będzie mała wiara, będzie i słaba miłość Ojczyzny.
Kto zatem może być dobrym patriotą, dobrym żołnierzem?
Słusznie też powiedział jeden z naszych wielkich mężów, że Dlaczego, Bo obowiązki
wobec Ojczyzny są obowiązkami religijnymi, więc ze czcią i powagą spełniać je
trzeba!".
Dwie kolejne pogadanki ks. Franciszek Juszczyk poświęcił przysiędze
wojskowej. W numerze 11 Rozkazów Wewnętrznych z 1938 r. pisał on "O przysiędze
wojskowej w ogólności", zaś w kolejnym numerze o "Rocie przysięgi
wojskowej". Były one przeznaczone dla nowowcielonych żołnierzy. W pierwszej
pogadance apelował do żołnierzy:
Nadejdzie niedługo dla was ta uroczysta chwila przysięgi. Przez przysięgę
staniecie się pełnowartościowymi żołnierzami. Poczujecie wyższą siłę w sobie,
otrzymacie jak gdyby niezmazalne znamię polskiego żołnierza na całe życie.
Przysięgę wojskową składali wasi poprzednicy w żołnierskim mundurze. Składali ją
pierwsi żołnierze zmartwychwstałem Polski, którzy bili się w Legionach, składali ją
i ci, co podczas wojny światowej służyli w armiach zaborczych, a potem wstąpili w
szeregi wojska polskiego. Podnosili i oni do góry swoje ręce okryte bliznami z wojny.
Serce biło im radośnie, w oczach zabłysła niejednokrotnie łza. Bo oni stawali do
służby już w polskich szeregach, jako synowie wolnej Ojczyzny. Niech i ta wasza
przysięga, którą wkrótce złożycie, płynie nie tylko z waszych ust, ale i z waszych
serc i zwiąże was z Ojczyzną naszą dozgonnym węzłem!.
Zawierucha wojenna nie była łaskawa dla ks. Franciszka Juszczyka.
Został kapelanem szpitala w Warszawie a później w Krakowie. Pewien ślad działalności
ks. Franciszka znajdujemy we wspomnieniach ks. mjr. Stanisława Piotrowskiego,
zatytułowanych "Wrześniowym szlakiem" umieszczonych w książce pt.
"Udział kapelanów wojskowych w drugiej wojnie światowej". Publikacja ta
ukazała się pod redakcją generalnego dziekana Wojska Polskiego ks. płk. Juliana
Humeńskiego, w 1984 roku.
Z tych wspomnień dowiadujemy się, o że ks. Juszczyk w sierpniu 1939 roku
pełnił posługę we Włocławku, gdzie mobilizowano nowe roczniki żołnierzy
kwaterując ich w szkołach. Stacjonujący tam pułk osiągnął swój pełny stan etatowy
- 4 tysiące żołnierzy.
26 sierpnia 1939 r. dowódca 144. pułku piechoty ppłk Władysław
Dzióbek wraz z kapelanem ks. Juszczykiem obchodzili mobilizowane przez 14. Pułk Piechoty
Ziemi Kujawskiej bataliony(II i III batalion) 144. pułku piechotyi odbierali przysięgę
wojskową. Pułk ten zaopatrzony w amunicję udał się w bojowym marszu przez Lipno,
Rypin w kierunku granicy. Towarzyszył mu wzięty z rezerwy ks. Józef Gołąb.
30 sierpnia 1939 r. ks. Juszczyk otrzymał przeniesienie do 67 Pułku
Piechoty wchodzącego w skład 4.Dywizji Piechoty Armii "Pomorze", zajmującego
stanowisko między Brodnicą a Wąbrzeźnem. W pierwszych dniach wojny żołnierze musieli
się jednak wycofać, gdyż pułkowi groziło odcięcie przez niemiecki korpus pancerny,
który 6 września 1939 r. zdobył już Bydgoszcz. Ksiądz Franciszek Juszczyk II wojnę
światową przeżył w Warszawie.
Kolejnym śladem wojennej działalności kapelańskiej ks. Franciszka
Juszczyka jest artykuł ks. Juliana Humeńskiego pt. "Duszpasterstwo wojskowe
podziemia w latach 1939-1945" zamieszczone we wspomnianej już książce
"Udział kapelanów wojskowych w drugiej wojnie światowej". Autor przedstawił
tam schemat organizacyjny Kurii Polowej Armii Krajowej "Nakasz". Naczelnym
Kapelanem i Wikariuszem Generalnym Biskupa Polowego na kraj był wspomniany już ks. płk
dr prał. Tadeusz Jachimowski ps. "Budwicz". Wśród członków Kurii Polowej
wymieniony jest ks. płk Franciszek Juszczyk ps. "Świrad".
Być może przez Armię Krajową ks. Juszczyk został awansowany
do stopnia pułkownika, lecz jak na razie nie ma potwierdzenia tego faktu w innych
dokumentach. Świrad jest dawną forma imienia Świerad. Święty Świerad (Świrad) - to
pustelnik, który w początkach chrześcijaństwa w Polsce założył pustelnię w Tropiu,
w miejscowości odległej o ok. 30 km od jego rodzinnej Żegociny. Ks. Franciszek w
przybranym przez siebie wojennym pseudonimie okazał przywiązanie i pamięć do
rodzinnych stron.
Naczelny Kapelan Kurii Polowej AK ks. płk Tadeusz Jachimowski musiał
mieć duże zaufanie do ks. Juszczyka, skoro w piśmie do Biskupa Polowego Józefa Gawliny
nazwisko tego kapłana umieścił na liście trzech kapelanów, którzy mogliby go kolejno
zastąpić w razie konieczności.
Coś niecoś wiemy o warszawskim, wojennym, okresie życia ks.
Franciszka Juszczyka dzięki relacji płk. w st. spocz. inż. Aleksego Matuszaka
zamieszczonej w dwutygodniku Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego "Nasza
Służba", w numerze 4 z 2003 roku. Artykuł nosi tytuł "Duszpasterstwo w
Wojskowym Szpitalu Ujazdowskim". Aleksy Matuszak, z którym udało mi się po
opublikowaniu przez niego wojennych wspomnień, nawiązać kontakt, zamieszcza szereg
interesujących wiadomości.
Ks. Franciszek Juszczyk w latach 1940-1944 pełnił funkcję kapelana
Wojskowego Szpitala Ujazdowskiego przy ulicy Górnośląskiej. Mieścił się on na
terenie dawnego Centrum Wyszkolenia Sanitarnego. Bazę duszpasterską stanowiła kaplica
mogąca pomieścić kilkaset osób, mieszcząca się w północnej części bloku
głównego, w którym przed wojną mieściła się Szkoła Podchorążych Rezerwy. - Kapłan
ten wielce zasłużył się chorym, rannym jak i licznej społeczności mieszkającej na
terenie szpitala - w większości rodzin wojskowych - napisał A. Matuszak.
Charakteryzując posługę księdza kapelana napisał: "Jego
[tj. ks. Juszczyka] homilie głęboko religijne, przeplatane patriotyzmem - podtrzymywały
chorych na duchu. Spotkania przy różnych okazjach liturgicznych były zawsze tłumne.
Wśród przybyłych widać było często okropnie okaleczonych żołnierzy, żarliwie
uczestniczących w uroczystościach".
Ksiądz Juszczyk dbał o grono ministrantów, którzy pomagali mu w
posłudze chorym, prowadzili biblioteczkę. W tym gronie był także autor wspomnień,
Aleksy Matuszak. Kapłan zadbał o zapełniający się szybko cmentarz polowy na terenie
Ujazdowa, na którym pochowano ponad 690 poległych i zmarłych. Z jego inicjatywy
uporządkowano mogiły, ustawiono betonowe krzyże, zaś w centralnym miejscu wykonano
pomnik z Matką Boską Częstochowską, istniejący do dzisiejszego dnia.
Ksiądz Juszczyk podjął się także w warunkach wojennych remontu
kaplicy, której stan techniczny w pewnym czasie zaczął stanowić zagrożenie dla
uczestników liturgii. Aleksy Matuszak relacjonuje, jak to pewnego dnia bryła muru,
która oderwała się z sufitu spadła z wysokości prawie 15 metrów na podium ołtarza w
miejsce między celebransem a ministrantami. Ksiądz kapelan podjął się także budowy
nowego głównego ołtarza.
Autor wspomnienia napisał: "Powstała piękna bryła ołtarza
wykonana z drewna, z okazale nadbudowanym frontonem w kształcie regularnego trójkąta
opartego na kolumnach jońskich, co zupełnie zmieniło wygląd prezbiterium. (.) Dokonano
również renowacji malowideł scen ewangelicznych znajdujących się na ścianach i
suficie świątyni. Ukończenie prac upamiętniono umieszczeniem dwóch tablic
pamiątkowych na ścianie wschodniej - pierwsza dokumentowała czas dokonanych prac
remontowo-modernizacyjnych, natomiast druga była treści następującej: ".
Podczas Powstania Warszawskiego, 6 sierpnia 1944 roku, Niemcy
zarządzili natychmiastową ewakuację całego szpitala. O godz. 8.00 w kaplicy ks. ppłk
Franciszek Juszczyk odprawił ostatnią Mszę św., przy tłumnym udziale personelu i
chorych. Odśpiewano suplikacje "Święty Boże, Święty Mocny, Święty a
Nieśmiertelny zmiłuj się nad nami". Uformował się pochód na czele którego
niesiono flagi Polskiego Czerwonego Krzyża. Ciężej chorych niesiono na noszach. Ksiądz
Juszczyk pomagał nieść jednego z chorych. Na ulicy Chełmińskiej Aleksy Matuszak,
który niósł paramenty do odprawiania Mszy św. dla kapelana, po raz ostatni widział
ks. Franciszka. Później dowiedział się, że ten kapłan przeżył Powstanie
Warszawskie, wraz z ewakuowanym szpitalem wyjechał do Krakowa, pełnił posługę
kapelana w szpitalu przy ulicy Kopernika, a później został proboszczem w Kłodzku.
Chciał go nawet odnaleźć. Ale już ten kapłan nie żył.
Ksiądz Franciszek pochowany został 14 listopada 1950 r. w rodzinnej
miejscowości w Żegocinie. W jego pogrzebie, o czym zapisano w księdze zmarłych Parafii
Żegocina (Liber Mortuorum, t. 78, p. 33, n. 11), udział wzięli następujący kapłani:
ks. Mikołaj Piechura - proboszcz Trzciany, ks. Jan Mazur - proboszcz Lipnicy Murowanej,
ks. Antoni Brandt - proboszcz z Kamionki Małej, ks. Wojciech Białas - proboszcz z
Żegociny i jego wikariusz - ks. Jan Prokop.
Na końcu artykułu A. Matuszak zamieścił znamienną opinię o ks. F.
Juszczyku: "Ten wspaniały Kapelan w tych tragicznych czasach zniewolenia -
wyznawał, egzekwował zachowania się zgodnego z trzema kanonami: Bóg, Honor, Ojczyzna".
+ + + + + + +
Ks. Franciszek Juszczyk, ur. 9 października 1890 r. w Żegocinie, zm. 8 (lub 7) listopada
1950 roku. Kapelan armii austriackiej (1914-1918) i Wojska Polskiego (1918-1939). W armii
austriackiej otrzymał odznaczenia: Duchowny krzyż zasługi 2 klasy z mieczami, Krzyż
wojskowy Karola. W armii polskiej otrzymał: Krzyż walecznych, Krzyż Litewsko -
Białoruski, Orlęta oraz Gwiazdę Przemyśla. Dosłużył się stopnia podpułkownika.
Kapelan Armii Krajowej. Po II wojnie światowej pracował duszpastersko w Kłodzku.
Bibliografia:
Archiwum Kurii Polowej Wojska Polskiego. Spuścizna ks. płk. dr. Tadeusza Jachimowskiego;
Rozkazy Wewnętrzne Biskupa Polowego Wojsk Polskich, roczniki 1937-1938;
Ks. J. Humeński, Duszpasterstwo wojskowe podziemia w latach 1939-1945 [w:] Udział
kapelanów wojskowych w drugiej wojnie światowej, pod red. ks. płk. J. Humeńskiego,
Warszawa 1984, s. 236-249;
ks. S. Piotrowski, Wrześniowym szlakiem., [w:] Udział kapelanów. dz. cyt. s. 84-85 i
nn.;
płk w st. spocz. inż. A. Matuszak, Duszpasterstwo w Wojskowym Szpitalu Ujazdowskim,
"Nasza Służba", Rok XII, nr 4(244), s. 5-6;
A. Matuszak, Wojskowy Ujazdów. Wspomnienia, Warszawa 2009 (rękopis). |
Kazanie
ks. Franciszka Juszczyka, proboszcza Wojska Polskiego z Włocławka zamieszczone w
"Rozkazach Biskupa Polowego Wojsk Polskich", nr 10 (1937), s. 296-300).
"Kto inny sieje, a kto inny zbiera.
Ja was posiałem zbierać to,
nad czeleście się nie trudzili.
Inni się napracowali,
a wyście weszli w ich znoje".
(Jan IV, 37, 38)
Żołnierze!
W przeddzień święta pułkowego myśl nasza ulatuje ku tym, co przed
laty szli w niewiadomą dal, ze swej krwi serdecznej i krwawego znoju, z młodego i
bujnego życia kwiatu czyniąc całopalną ofiarę dla Tej, którą ukochali całą
potęgą młodzieńczego serca, dla Tej, w którą włożyli całą przebogatą
"swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty", z której obrazem pod powiekami
do snu wiecznego się kładli - dla Polski, dla Ojczyzny!
I staje przed nami dziś krwawa zjawa jakby geniusz grottgerowski z pierwszego kartonu
"Wojna" i mówi do nas: "Pójdź za mną w dolinę łez!"
I wśród dźwięków mogilnej pieśni Kościoła "Requiem aeternam" i akordów
marsza żałobnego Szopena (!) [Chopina - uwaga Z.K.] przesuwają się przed nami, jakby
na taśmie filmowej, szare sylwetki oficerów i szeregowców, idących często boso i o
głodzie w krwawy tan na śmierć i zwycięstwo! Grzmią działa, grzechocą karabiny
maszynowe, płynie krew z setek ciał rycerskich, padają szeregi młodych duchem i
sercem, ofiarujących swe życie za wielką sprawę!
I na polskiej Matce ziemi ścielą się strzępy ciał polskich, rosną krzyże i mogiły,
mogiły. A wiatr tylko żali się ich doli męczeńskiej i niesie wieść o nich z
dalekich rubieży w strony rodzinne.
Jawią się dziś wszyscy zabici i zmarli żołnierze tego pułku, jaką się jak gdyby
owe Ezechielowe duchy, które oblekły ciało i siły i wyraz twarzy.
Przypatrzmy się ich pośmiertnej defiladzie.
Długi ich szereg!
Niewielu z nas oni dziś znani, chyba już z nazwisk wywoływanych przy apelu.
Wszak za latami płyną lata.
Oblicza ich poważne, znaczone troską i bólem, mundury ich zbroczone krwią.
Niektórzy z nich odziani zaledwie w strzępy tego, co niegdyś stanowiło ich ciało.
Kto oni?
Żywi najrzeczywiściej niegdyś - tak jak my żywi dziś jesteśmy.
Synowie polskiej ziemi - ojcowie i bracia nasi.
Dziś polegli i zmarli. Dawno już rozsypują się ich kości.
Zabici i zmarli z ran przeważnie młodo, zaledwie w połowie drogi życia.
Żal nam młodego drzewka, wyrwanego z ziemi wichrem, żal tym bardziej młodego,
ludzkiego życia.
Za kogo oddali oni swe życie?
Za Ojczyznę!
Chylimy przed nimi w hołdzie nasze czoło, a wiara nasza wkłada nam w usta słowa
serdecznej modlitwy: "Pokój Wam, bohaterzy, i zwycięski, wieczne życie!"
A gdzieś z oddali słyszymy pieśń ich chwały, którą śpiewa im geniusz narodu
polskiego: Sława, sława, sława!
Ale czy oni są tylko zjawą i niczym więcej?
Są to najrzeczywiściej żywi bohaterowie z ojczyzny ziemskiej, przeniesieni do wiecznej
ojczyzny. Ich krew, która z żywych ich ciał wypłynęła, jakoby ofiara zapokojna - tak
ufamy - zjednała im jasny, promienny żywot wieczny jako zapłatę za wprowadzenie w czyn
wyniosłego hasła Najwyższego Hetmana - Boskiego Mistrza: "Większej miłości
żaden nie ma nad tę, jak kto daje swe życie za przyjacioły swoje" (Jan 14, 13).
Któż inny, jak właśnie każdy z nich, mógł w chwili zgonu powtórzyć za Hiobem owe
słowa wiary: "I w ciele Mojem oglądać będę Boga Zbawiciela mego, ja sam a nie
kto inny" (Hiob 19, 26-27).
Żywa ich krew, zapłodniwszy ziarnem wolności ojczystą ziemię, jak daleko sięgał
szlak bohaterskich bojów pułków, usprawiedliwieniem Bożym przepojona, opada z niebios
jakoby życiodajna rosa i użyźnia ojczyste pola i łany i nasiona żołnierskich cnót,
które pod jej ożywczem działaniem w bujne kłosy po wsze czasy ku chwale Ojczyzny
wystrzelać będą.
Siewcy to Boży, ci nasi polegli rodacy na polskiej niwie!
Bóg Stwórca wszechświata, a zatem i tej części ziemi, która Polską się zowie, a
więc najpierwszy jej Władca i prawowierny Król, w wyrokach swych niezbadanych, kiedy
dopełniła się miara sprawiedliwości dziejowej, o świcie, bo przy wschodzącej zorzy
wolności użył ich krwi jako życiodajnego siewu dla przyszłych pokoleń. Siali więc
obficie ziarna swej krwi w przeoraną ogniem i żelazem ziemię - ziarna, których imiona:
wolność, moc ducha i bezgraniczne ukochanie Ojczyzny.
Nie doczekali się żniwa wolności! Legi z zamarłym od nadmiernego trudu sercem na
ojczystym zagonie! I chciało by się wołać do każdego z nich słowami Reymonta:
"Gospodarzu, gospodarzu! Ostańcie z nami, ostańcie!"
A w odpowiedzi słyszymy głos Chrystusowy: "Kto inny sieje, a kto inny zbiera. Ja
was posłałem zbierać czeleście się nie trudzili. Inni się napracowali, a wyście
weszli w ich znoje" (Jan 4, 37, 38).
Wy żołnierze, jako młode pokolenie, zbieracie plon ich pracy. Ucichła wojna, pęd
życia idzie niepowstrzymanie naprzód, wzrasta w potęgę w czasie pokojowym sławna
polska Armia, drzewo wolności rozrasta się coraz bardzie w potężne konary.
Uczestniczycie w szczęściu Ojczyzny, w zbiorze wytęsknionego przez poległych plonu.
Lecz i żniwom towarzyszy nieodłączny trud! Tym trudem obecnie na waszym odcinku pracy -
to służba wojskowa. Z niej w gumnach waszych serc i waszych dusza ma być chleb dla
narodu i dla całej Ojczyzny.
Żniwiarzami wy dziś, młodzi żołnierze, jesteście!
A gdy pot oblewa ci, żołnierzu, czoło i ręce ci od znużenia opadają i
małoduszność zakrada się do serca na widok ogromu ścielącej się niby pokłosy przed
tobą żniwnej pracy, czy nie słyszysz głosu w głębi twej duszy: Nie wolno marnować
ojcowizny! Zostawiłem ją tobie za cenę mego życia!
Czyj to głos? To głos poległych i zmarłych.
Uszanuj moją krew! Uszanuj moje prochy!
Myśmy wszyscy tę ziemię padając na polach bitew z rozpostartymi rękami brali w
wiekuiste posiadanie!
Nie czcij mnie kirem żałoby!
Czcij mnie tak jak na dobrego syna, dziedzica tej ziemi przystało - szlachetnymi czynami!
Niech one będą twym herbem i szlachectwem!
My wszyscy patrzymy na was z wysoka codziennie.
Patrzy na was przez uchylone drzwi wieczności zgasły Naczelny Wódz - Wskrzesiciel
Polski, ten, którzy powiedział: "Dla niektórych ludzi bramy śmierci przepastne
zostają otwarte, tak że życie i śmierć się nie rozdzielą" (J. Piłsudski: Mowa
podczas złożenia prochów Słowackiego na Wawelu).
Patrzy na was Bóg! On zażądał od nas ofiary życia.
Zażąda i od was kiedyś surowego rachunku, ile dla tego królestwa ziemskiego, "tej
stacji misyjnej" jak ją nazwał jeden z naszych arcybiskupów (arcybp. Teodorowicz)
pracy i ofiary złożyłeś.
Niech ci sumienie już dzisiaj odpowie!
Pamiętaj o nas, którzyśmy polegli, w codziennej modlitwie.
Myśmy strzegli wiary ojców naszych i z nią zamknęliśmy nasze oczy na zawsze.
Tak mówi do nas pułkowy huf umarłych!
A my cóż im odpowiemy?
Do pokrwawionych ciał pomordowanych męczenników naszej Wiary św., przychodzili kiedyś
chrześcijanie i maczali w ich krwi swoje chusty, które potem zabierali ze sobą, aby z
krwią męczeńskiej czerpać siłę i wytrwanie w prześladowaniach lub gdy przyjdzie im
ginąć na arenie.
Dotknijmy dziś pochylonymi czołami nieśmiertelnych duchów bohaterów Ojczyzny i
odejdźmy umocnieni na arenę żołnierskiego życia!
"Ból wiecznie żywy, ich tęsknotę
Weźmij jak charyzmat namaszczenia,
Byś dzierżył mocno sztandar Polski
W wirze żelaza i płomienia!
Uklęknij cichy, ściśnij w dłoni
Garść prochów sytych krwią serdeczną
O zaprzysięgnij na ich grobach
Ojczystej ziemi wierność wieczną!" |