Pielgrzymka
na groby ojców do Miednoje: Ofiarujemy im naszą modlitwę, miłość i pamięć
W drodze na groby ojców
Jest 4 września 2008 roku. Uczestnicy pielgrzymki do Miednoje spotykają
się na lotnisku wojskowym na Okęciu. Przechodzimy przez odprawę paszportową.
Sprawdzenie bagaży. Wszystko jest w porządku więc przechodzimy do holu, gdzie już
oczekuje spory tłum uczestników. Przeważnie są to osoby starsze. Kilka osób jest już
wiekowych. Wśród nich jeden mężczyzna z laską, około osiemdziesiątki. Kilku
młodych ludzi; jak później okazało się - to prawnukowie jednego z zamordowanych
funkcjonariuszy Policji w Twerze. Sporo mundurów policyjnych. To osoby, które podczas
uroczystości będą pełnić różne funkcje. Przybyli już komendanci i szefowie
Policji, Straży Granicznej, Służby Więziennej i Żandarmerii. Z tych służb zostało
zamordowanych ponad sześć tysięcy funkcjonariuszy. Godzina piąta rano. Wchodzimy do
samolotu rządowego. Zajmujemy miejsca. Lecimy godzinę i czterdzieści minut. Podziwiamy
wschodzący dzień. Pod nami morze białych chmur. W pewnym momencie zauważamy ostrą,
wyraźną granicę kończącą zasięg chmur. Pod nami wielka rzeka, wijąca się
zakolami, zielone połacie lasów i rzadkie skupiska domów. Lądujemy na lotnisku
Szeremicticwo w Moskwie. Odprawa paszportowa, powitanie przez pracowników polskiej
ambasady w Moskwie i przejście do samochodów. Uczestnicy udadzą się na miejsce
uroczystości dwoma autokarami, busem i kilkoma samochodami osobowymi z polskiej ambasady
w Moskwie.
Jedziemy drogą prowadzącą w kierunku Tweru. Mijamy dzielnice
zabudowane wielopiętrowymi blokami. Wiele z tych budynków ma ciekawą, nowoczesną
architekturę. W wielu miejscach trwają prace budowlane. Moskwa z okien autokaru, jawi
się jako wielki plac budowy. Szybko jednak krajobraz zmienia się. Za miastem, przy
drogach widzimy wiele drewnianych, jednorodzinnych domów. Widać na nich ślady dawnego
piękna. Rzeźbione, drewniane elementy obramowań drzwi, okien i wiatrownic. Często z
tyłu widać dobudowane szopy, może dla zwierząt, a może i dla powiększające się
rodziny. Widać biedę. Przy tej drodze stoi już jednak wiele nowych budynków
mieszkalnych, stacji benzynowych, kawiarni i sklepów. Nowe inwestycje widać w miastach i
w większych miejscowościach. Jak wyglądają wioski, które położone są w
odległości kilku kilometrów od drogi, zasłonięte rzędami posadzonych drzew ? Mijamy
kilka prawosławnych świątyń. Wśród nich, są pięknie odrestaurowane, ze złotymi
kopułami.
W autokarze słychać strzępy rozmów. Starsi rozmawiając swoich
bliskich, którzy spoczęli w Miednoje. Słychać relacje o poszukiwaniu śladów ojca,
dziadka, o ostatniej przesłanej kartce z Ostaszkowa, o latach niepokoju, ale i nadziei,
że pewnego dnia odezwie się ze Stanów Zjednoczonych, czy z Australii. Pielgrzymi
dzielą się swoimi emocjami, z tego czasu, kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych
dowiedzieli się, że ich ojciec, dziadek został rozstrzelany w budynku NKWD w Twerze, a
jego ciało wrzucono do wspólnego dołu... Skręcamy z głównej drogi. Po obu jej
stronach mieszany las. To droga, którą z Tweru wieziono ciała pomordowanych jeńców
wojennych. Droga przez las, z dala od ludzkich siedzib służyła zachowaniu tajemnicy o
ostatniej drodze Pomordowanych na miejsce przeznaczenia. Droga, na którą musiały
spadać krople polskiej krwi.
Polski Cmentarz Wojenny w Miednoje
Dojeżdżamy do charakterystycznej bramy cmentarnej z dwoma słupami,
znanymi z wielu fotografii. Z dala widać ołtarz na tle szarobrązowej, żeliwnej ściany
z imionami i nazwiskami Pomordowanych; to wszystko otoczone wysokimi, smukłymi drzewami.
Przy ołtarzu widać krzątaninę. Żeliwny ołtarz pokrył obrus. Organistka, Rosjanka,
pracująca na co dzień jako nauczycielka muzyki sprawdziła elektroniczne organy, grając
parę taktów jakiejś pieśni. Funkcjonariusze Policji, pełniący tego dnia posługę
ministranta i lektora, przynieśli paramenty liturgiczne, położyli na ołtarzu księgi
liturgiczne.
W czasie tych przygotowań do liturgii miały miejsce inne wydarzenia. Na
"rosyjskiej" części cmentarza odbywała się ceremonia złożenia kwiatów.
Oddano hołd tym wszystkich, którzy zostali pomordowani przed II wojną światową i
podczas wojny: Rosjanom, Ukraińcom, Białorusinom i innym nacjom. Ci, którzy przyjechali
po rodzinnych śladach w milczeniu okrążali usypany kurhan, z ołtarzem w centrum. Przy
drodze okalającej to niewielkie wzgórze umieszczono, w kilku rzędach żeliwne
tabliczki, z imieniem i nazwiskiem pomordowanego, jego stopniem i miejscem pełnionej
służby. Patrzyłem na twarze starszych i młodzieży. Ich wzrok przesuwał się po
rzędach liter: A..., K..., W..., S... Z. Setki, tysiące tablic... Za każdą z tych
tablic kryła się tragedia człowieka, któremu brutalne przerwano życie. Ale przecież
tę tragedię trzeba pomnożyć przez liczbę żon, dzieci, rodziców, krewnych i
przyjaciół.
Szukałem tabliczki z nazwiskiem na literę "I". Rok temu,
kiedy trwały przygotowania do listopadowej uroczystości (9-10 listopada 2007 roku)
przeglądałem Księgę Cmentarną z Miednoje. Przypadkowo mój wzrok padł na nazwisko
"Imiałek". "Władysław Imiałek". "St. post PP Władysław
IMIAŁEK, s. Jana, ur. 15 X 1895. W policji od 10 IV 1920. Przez wiele lat pełnił
służbę w woj. krakowskim - we wrześniu 1939 na Post. w Żegocinie pow.
Bocheński" - taki napis zamieszczono w cmentarnej księdze.
Żegocina, powiat bocheński. To moja rodzinna miejscowość, leżąca
w województwie krakowskim. Zaskoczenie było tym większe, że w świadomości zbiorowej
nie było przekazów o policjancie zamordowanym na Wschodzie w 1940 roku. Znany był
mężczyzna o takim nazwisku, będący kierowcą ciągnika w Gminnej Spółdzielni, który
zmarł parę lat temu. Nigdy jednak nie opowiadał o swoim krewnym.
Widomość o Władysławie Imiołku (gdzieś, po drodze w oficjalnych
dokumentach "o" zamieniło się w "a") szybko dotarła do
świadomości mieszkańców. Rok temu o jego losie i miejscu spoczynku powiedział wiernym
miejscowy proboszcz ks. kan. Leszek Dudziak. Na przełomie maja i czerwca tego roku
poświecono jemu jedną z gablot na wystawie o zbrodni katyńskiej eksponowanej w Gminnej
Bibliotece Publicznej Żegocinie. Na tabliczce z jego imieniem nazwiskiem, stopniem
policyjnym i miejscem pełnionej służby leżało igliwie, które spadło z pobliskiej
sosny. Gdzieś tutaj, w pobliżu leży jego ciało. Jedno z kilku tysięcy tu
pogrzebanych. Czas na krótką osobistą zadumę i modlitwę...
Uczestnicy pielgrzymki zajęli miejsca przed ołtarzem na plastikowych
krzesłach ustawionych po dwóch stronach alejki prowadzącej do ołtarza i do żeliwnej
ściany z odlanymi imionami i nazwiskami poległych. Płaszczyzna tej ścian jest jakby
pęknięta na połowę, z dzwonem umieszczonym u jej podstawy.
Podczas jazdy autokarem Pani Krystyna Brydowska, Wiceprezes
Zarządu Federacji Rodzin Katyńskich opowiadała o ciekawym zdarzeniu z tym dzwonem. Po
jego zainstalowaniu, ktoś uderzył w dzwon. Jego dźwięk popłynął w dal. Wkrótce
przybył tu stary człowiek i zapytał gdzie jest świątynia, bo on usłyszał dźwięk
dzwonu. "Kołakoł..." - dzwon, który przywołuje na modlitwę. Jedynie
modlitwa w tym miejscu może być adekwatną odpowiedzią na tragedię, której świadkiem
był ten las.
Pomordowani włączeni w ofiarę krzyżową Chrystusa
Księża celebransi ustawili się przy wejściu na cmentarz. W śród
nich, mitrą i pastorałem, wyróżniał się Biskup Polowy Wojska Polskiego gen. dyw.
prof. dr hab. Tadeusz Płoski. Pojawiła się grupa szkolnej młodzieży. Chętnie
rozmawiali z Księdzem Biskupem, zwłaszcza, że hierarcha rozmawiał z nimi w ich
ojczystym języku. Dobrze, że przyszli chociaż na parę chwil. Wracając z uroczystości
złożenia wieńców na "Rosyjskim Memoriale" zainteresowali się także
uroczystością na Polskim Cmentarzu.
Rozmawiałem z grupą miejscowych "babuszek". Przyjechały z
Tweru. Są tu każdego roku. Mówiły o wspólnej tragedii i Rosjan i Polaków. Jedna z
nich wskazała na podeszłą w latach kobietę. Jej mąż był blisko Stalina... Widać,
ze czuła się wyobcowana z grona tych kobiet, ale przecież przyszła...
Ksiądz Biskup wraz z koń celebransami podeszli do ołtarza.
Wprowadzono sztandary Policji i Rodziny Policyjnej 1939. W kilku zdaniach Biskup Polowy
zachęcił do modlitwy. Przebaczenie nie oznacza zapomnienia - powiedział. Przemówił
także w języku rosyjskim, co wywołało żywą reakcję u przybyłego na uroczystość
gubernatora i miejscowej ludności. Akt pokutny odmówiony przez celebransa i śpiew
organistki, która z wrażenia zamiast "Panie zmiłuj się nad nami"
zaintonowała "Święty, święty"...
Czytanie liturgiczne odczytał młody funkcjonariusz Policji, zaś
Ewangelię ks. Andrzej Kwaśniak - kapelan Komendy Stołecznej. Biskup Polowy rozpoczął
kazanie od przedstawienia szczegółów dotyczących miejsca i okoliczności zabójstwa
jeńców wojennych. Miednoje to wieś w obwodzie twerskim nad rzeką Twercą około 200 km
na północny - zachód od Moskwy. Dawny teren wypoczynkowy NKWD. Wiosną 1940 roku w
pobliskich lasach pochowano zamordowanych przez radziecką policję polityczną NKWD
oficerów Wojska Polskiego, funkcjonariuszy innych slużb mundurowych - policjantów,
pograniczników, funkcjonariuszy straży więziennej oraz urzędników - łącznie 6361
osób. Oficerowie zostali uwięzieni 19 września 1939 roku przez NKWD i przetrzymywani
pierwotnie w obozie jenieckim w Ostaszkowie. Od 4 kwietnia do 22 maja 1940 roku,
więźniowie byli systematycznie mordowani strzałem w tył głowy w miejscowości
Kalinin, dzisiejszy Twer. Ksiądz Biskup mówił o obozie w Ostaszkowie, przez który
"przeszło" 8397 jeńców. Za więzienie służyły zabudowania poklasztorne
monastyru Niłowa Pustyń. Trudno o większą deprecjację miejsca. Klasztor, który
zakonnicy wybierali na miejsce wewnętrznej wolności komunistyczna władza zamieniła na
miejsce zniewolenia i upodlenia człowieka. Nikt jednak nie jest w stanie odebrać
człowiekowi wewnętrznej wolności. Uwięzieni pozostali wewnętrznie wolni, wyrażając
sprzeciw wobec nieludzkiego systemu.
Kaznodzieja z kronikarską dokładnością podawał fakty
dotyczące "rozładowania obozu" - co faktycznie oznaczało likwidację
więzionych w nim jeńców. Akcja - mówił Biskup Płoski - rozpoczęła się 4 kwietnia
i trwała do 22 maja 1940 roku. Łącznie w Moskwie sporządzono 65 list śmierci, na
których znalazły się nazwiska 6361 jeńców. Likwidacji uniknęło 127 osób, które
trafiły do innych obozów. Ostatecznie obóz rozwiązano w lipcu 1940 roku. (...) W
Miednoje w 25 zbiorowych mogiłach spoczywają szczątki 6361 jeńców obozu specjalnego
NKWD w Ostaszkowie. Spoczywa tu 43 oficerów Wojska Polskiego, 240 oficerów policji i
żandarmerii, 765 podoficerów policji i żandarmerii, 4924 szeregowych policjantów, 189
pracowników służby więziennej, 9 wywiadowców, 5 księży, 35 osadników, 4
handlowców, 4 osoby przeniesione z więzień polskich, 5 pracowników sądownictwa, 72
żołnierzy i podoficerów Wojska Polskiego, 54 inne osoby.
Z wysokości szczytu kurhanu patrzyliśmy na otaczający teren porosły mieszanym lasem. W
tej ziemi spoczęli pomordowani. To miejsce miało na zawsze pochować pamięć o imionach
i nazwiskach, o ich rodzinach i pełnionej służbie. Stało się inaczej. To miejsce
woła wielkim wołaniem do Boga. "Krew twojego brata woła z ziemi"... -
powiedział Bóg do Kaina. Krew pomordowanych woła z Miednoje. Nie jest to wołanie o
pomstę, ale o Boże miłosierdzie. Nie można jednak zapomnieć, że była to zbrodnia
ludobójstwa. Nie można przeinaczać faktów - takie jest przesłanie wygłoszonego
kazania. Przez las porosły na mogiłach pomordowanych - płynęły słowa Biskupa
Polowego:
Zbrodnia ludobójstwa w Katyniu, Charkowie, Miednoje, Kuropatach,
Bykowni - była ukrywana przez pół wieku. Była nie tylko ludobójstwem, ale
największym kłamstwem związanym z II wojną światową. Pomordowani byli naprawdę
elitą przywódczą, intelektualną i duchową Rzeczypospolitej. Takich strat nie
poniosło żadne państwo ani w U wojnie światowej, ani nigdy wcześniej.
W kilku zwięzłych słowach Ksiądz Biskup zdołał streścić
długi czas poszukiwania prawdy o Zaginionych Rodakach, o których słuch zaginął
wczesną wiosną 1940 roku. Był czas, kiedy szukaliśmy mogił Katynia i przyszedł taki
dzień, że stanęliśmy nad dołami śmierci. Przyszedł także laki dzień, że
zadzwoniły dzwony wydobywające się z dołów śmierci w Katyniu, Charkowie i Miednoje.
Byśmy się nie bali tych, " którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie
mogą". I chociaż długo czekała kaplica katyńska w Katedrze Polowej na czas, by
imiona ich upamiętnić, to one wpisane były w boże plany i Dobry Pasterz - Chrystus -
je znał. Wyciągamy jednak dloń pojednania, bo wierzymy w Boże przebaczenie i
miłosierdzie. Jakże trudno jest przebaczyć oprawcom! Nad zbiorowymi mogiłami
pochylały się dzieci i wnuki pomordowanych. Ojciec i dziadek nie przytulił ich do
serca, nie opowiedział bajki na dobranoc, nie nauczył życiowej mądrości. Pozostała w
sercach nieutulona tęsknota i miłość, które nie mogły się spełnić.
Przejmująco zabrzmiały słowa Jana Pawła II przytoczone przez
Kaznodzieję: "Klękamy przy nieznanych mogiłach z tą świadomością, że
zapłacili oni szczególną cenę naszej wolności. Dali - rzec można - definitywny
kształt tej wolności, klękamy zwłaszcza przy mogiłach katyńskich. Sprawa Katynia
jest stałe obecna w naszej świadomości i nie może być wymazana z pamięci
Europy". I jeszcze jeden cytat Jana Pawła II - słowa wypowiedziane do
Rodzin Katyńskich w kwietniu 1996 roku: "Jesteście świadkami śmierci, która
nie powinna ulec zapomnieniu. Tragiczne wydarzenia, które miały miejsce na wiosnę 1940
roku w Katyniu, Charkowie i Miednoje, są rozdziałem w martyrologium polskim, które nie
może być zapomniane. Ta żywa pamięć powinna być zachowana jako przestroga dla
przyszłych pokoleń". Jesteśmy tutaj, aby pamiętać i świadczyć do czego jest
zdolny człowiek kiedy podepcze prawa Boskie i ludzkie, ale także o wielkości
człowieka, który pozostaje wiemy do końca Bogu i Ojczyźnie i o człowieku, który
miłosiernemu Bogu pozostawia dopełnienie sprawiedliwości. Cmentarz Wojenny w Miednoje
może być i powinien być miejscem przebaczenia i pojednania. Biskup Polowy powiedział:
Obejmijmy dziś modlitwą serdeczną ludzi dwóch narodów: Polaków i Rosjan - ofiary
zbrodni, ofiary okrutnego systemu, co w miejsce miłości propagował nienawiść, walkę
klas, egoizm i bezwzględność dyktatury proletariatu. To tu właśnie, pośród grobów,
możemy przezwyciężać dawne urazy, przemieniać nasze serca, otwierać je wzajem na
siebie. Cmentarz ten może stać się świadectwem przebaczenia pojednania i przestrogą
przed kainową zbrodnią. Ponad cmentarnymi mogiłami wpatrujemy się w horyzont
przyszłości. Takiej przyszłości, która będzie budowana na wzajemnym zaufaniu,
prawdzie, współpracy i szacunku. Nad tymi mogiłami trzeba też przypomnieć o aktualnym
programie dla Europy i świata - budowaniu cywilizacji miłości.
Podczas przeistoczenia Biskup uniósł w górę białą hostię. W
ofierze krzyżowej Jezusa Chrystusa zawiera się ofiara naszych braci, który zginęli
dlatego, że do końca umiłowali ziemską ojczyznę. Klęcząc na cmentarnej ziemi
widzieliśmy Ciało Pańskie na tle tablicy z imionami i nazwiskami rozstrzelanych
Polaków. On - Chrystus oddał swoje życie dla braci i my winniśmy za braci ofiarować
swoje życie.
Wieńce i kwiaty przed tablicą z imionami i nazwiskami Pomordowanych
Po biskupim błogosławieństwie rozpoczęły się przemówienia.
Wicepremier Grzegorz Schetyna podziękował organizatorom za przygotowanie uroczystości,
zaś Biskupowi Polowemu i koncelebransom za sprawowaną Mszę św. Tadeusz Konon - Prezes
Warszawskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna, swoje przemówienie rozpoczął
znamiennymi słowami: "Dla nas dzieci i wnuków policjantów i urzędników
państwowych If RP, pogrzebanych w miednojskim lesie, których straciliśmy jako dzieci -
dziś już starców - to miejsce jest nadal i będzie zawsze szczególnie bliskie naszym
sercom".
Mówca odwołał się do słów wypowiedzianych przez poprzedniego
biskupa polowego Sławoja Leszka Głódzia podczas poświęcenia cmentarza w Miednoje:
"Pamiętaj Polsko o dzieciach swych, które miłość do ciebie śmiercią
okupiły". Słowa te - powiedział - powinny stać się zobowiązaniem i wezwaniem
wobec poprzedników w służbie, tych którzy po latach niewoli tworzyli nowe Państwo
Polskie, źródłem szacunku dla naszych ludzkich uczuć i dowodem patriotyzmu zawartym w
godności funkcji, które Państwo pełnią. Prezes zaapelował do polskiego rządu, by
rodzinom pomordowanych pomagał w organizowaniu corocznych pielgrzymek na Polskie
Cmentarze Wojenne na Wschodzie. Wspomniał o ciekawej inicjatywie zapraszania od pięciu
lat rosyjskiej młodzieży z Tweru i okolic do Polski na wakacyjny odpoczynek. Podczas
minionych wakacji młodzież rosyjska wraz z polską młodzieżą wypoczywała w
Jastrzębiej Górze w policyjnym ośrodku wypoczynkowym. - To na barkach nas wszystkich -
szanowni zebrani spoczywa ciężar również odpowiedzialności za to, by nie dopuścić,
by historia tu pogrzebana mogła się powtórzyć. Posłuchajmy - ten cichy las bez
głosów ptaków - stoi zamarły w milczeniu, przytłoczony jakby tysiącami osobistych
ludzkich tragedii funkcjonariuszy Państwa Polskiego tu spoczywających i tragedią ich
rodzin, które bezskutecznie oczekiwały na Ich powrót. Las może milczeć - nasze
zadanie to pamiętać i działać by prawda została ujawniona do końca - dla poprawy
stosunków między naszymi narodami. - Powiedział Prezes Warszawskiego Stowarzyszenia
Rodzina Policyjna 1939. Niech to będzie ideą plynącą z naszego tu spotkania - tym
słowami zakończył swoje przemówienie.
Grzegorz Grześkowiak z "Rodziny Policyjnej 1939" w
Katowicach, mówił o pogardzie dla ludzkiego życia ze strony zbrodniczego systemu
komunistycznego. - Sześćdziesiąt osiem lat temu miała miejsce zbrodnia w Twerze,
określana dziś mianem "Zbrodni Katyńskiej". Zbrodnia ta jest kolejnym
potwierdzeniem pogardy dla ludzkiego życia, dążeniem do całkowitej eksterminacji
polskich żołnierzy i policjantów, dla których najważniejszym mottem życiowym byl
Bóg, Honor i Ojczyzna! - Powiedział. Wezwał także, by nie zapominać o bohaterskiej i
męczeńskiej śmierci tych wszystkich, którzy pochowani są w tej ziemi: - Pomimo tego,
że przybyliśmy na to miejsce z różnych części Polski, jednoczy nas w tym miejscu i w
tej chwili jedna myśl - by pamiętać!! Dopóki pamiętamy, dopóty nasi bliscy będą
świadczyć o swoim bohaterstwie, męstwie i odwadze, będą obecni na kartach naszej
historii. Wieńce składane przez delegacje, wiązanki kwiatów spoczęły przed żeliwną
ścianą z imionami i nazwiskami Pomordowanych. Towarzyszyła temu zaduma i wzruszenie
malujące się na twarzach uczestników pielgrzymki.
Przed byłym budynkiem NKWD w Twerze
Przyjeżdżamy pod budynek Akademii Medycznej w Twerze. Okazała
budowla z gustownym frontonem. Po prawej stronie od wejścia umieszczono dwie tablice. Na
jednej napis w języku polskim i rosyjskim: "Pamięci jeńców obozu w Ostaszkowie
zamordowanych przez NKWD w Kalininie. Światu ku przestrodze. Rodzina Katyńska". I
druga tablica informująca, że w tym miejscu w latach 1930-1950 mieściła się siedziba
NKWD i wewnętrzne więzienie. Jeszcze kilka lat temu można była zwiedzać podziemie
tego budynku i miejsce rozstrzeliwań. Tam dokonał się mord na niebywałą skalę.
Delegacje składają wieńce. Wśród nich jest Anatol Nikołajewicz
Gołowkin - gubernator twerskiego obwodu. W Miednoje podkreślał, że zbrodnia w tym
miejscu została popełniona na Polakach, ale także na Rosjanach i wielu innych
narodowościach. Biskup Polowy intonuje za zmarłych modlitwę "Ojcze nasz". A
potem chwila milczenia na osobistą refleksję.
Odjeżdżamy z tego miejsca świadomi, że stanęliśmy w miejscu, gdzie
dobiegło kresu życie tak wielu mundurowych. W pamięci pozostały nam słowa Biskupa
Polowego gen. dyw. Tadeusza Płoskiego wypowiedziane na cmentarzu w Miednoje: "Dziś
rozlegnie się dźwięk cmentarnego dzwonu. Z podziemnej niszy, z głębokości - de
profundis -przypomina on o kainowej zbrodni. Przywołujemy dziś imiona tych naszych
Braci, którzy "rzucali w obcą glebę wolnej Polski siew, Boże ziarno, własną
krew". Ziarno, które pion wydaje. Jesteśmy dziedzicami tego plonu. My wszyscy tutaj
zgromadzeni. I Polska cala! Ofiarujemy im dziś naszą modlitwę, miłość i
pamięć. |