Franciszek Maciejowski
Wspomnienia o Adamie Rutowskim - ostatnim właścicielu dworu w Łąkcie Górnej

    Nie znam daty ani miejsca urodzenia A. Rutowskiego. Przypuszczam, że była to Łąkta. Nie pamiętam imienia jego żony. Ślub brali w Krakowie, a nie w kapliczce jaka jest przy dworku. P. Rutowska do tej kapliczki przychodziła, modliła się i śpiewała pieśni majowe z innymi pracownikami dworu. Obydwoje byli wierzącymi i religijnymi. Co niedziela, na sumę przyjeżdżali bryczką i ładną parą koni, w czasie okupacji z Niemcem w mundurze , przypuszczam, że był nadzorcą majątku samochodem marki DKW. Mieli pod chórem ładną ławkę zamykaną na klucz.
    A. Rutowski był apartyjnym, w rozpolitykowanymi mieszkańcami raczej nie utrzymywał kontaktu, publicznie nie wypowiadał się ani za Piłsudskim ani za Witosem. Był dobrym gospodarzem, ale sprawy załatwiał przez zatrudnione osoby: rządcę, adwokata Klimka z Bochni, a jeśli chodzi o wycinanie i sprzedawanie drzewa z lasu, przez S. Rosenbluma z Żegociny i gajowych, w Bytomska przez Kaspra Fąfarę. Na prośbę kierownika J. Paska z Bytomska Rutowski dał nie żądając zapłaty ze swojego lasu wszystko drzewo na dach, podłogę itp. przy budowie drugiej klasy w Bytomsku. Powinno to być odnotowane w kronice pisanej przez p. Paska. Chętnie dawał konie dla przywiezienie księdza do chorego, odwiezienia ciała na cmentarz.
    Gospodarstwo było prowadzone na dobrym poziomie. Siano zboże siewnikiem już przed wojną, w czasie okupacji nabył ciągnik. Kontaktował się z proboszczem Chmurą i chyba trochę z miejscową inteligencją. Pamiętam, że tata otrzymał jakąś dobrą odmianę zboża, od ks. I .Chmury, która pochodziła z dworu w Łąkcie. We dworze była duża biblioteka, a oprócz robotników, kucharka i lokaj.
   Jest przesadą to co pisze w pamiętniku M. Mróz/ str.1/, że dziedzic Rutowski prowadził hulaszcze życie, grywał w karty, tak, że jak mu brakło pieniędzy, stawiał całe połacie lasu, a ten był piękny - jodły miały po 3 m3. Za mojej pamięci troszeczkę tego lasu, wycinano 2-3 razy, ale bytomiacy chcieliby, żeby wycinano więcej, bo to było korzystne dla ludzki. Drzewa wycinano w zimie. Leśniczy przydzielał po 1-2 drzewa do wycięcia dla gospodarza. Za tę pracę otrzymywało się grube gałęzie i wierzchołek. Ne wiosnę jak kora odchodziła z drzew, ścięte jodły korowano /każdy swoją/, a dopiero później wywożono kloce z lasu. Z 1-2 jodeł , z gałęzi i kory był opał na całą prawie zimę. Wywózkę prowadzili mający dobrego konia i mocne wozy m. in. Jan Tyndel, Wojciech Chronowski i Wojciech Mróz /ojciec Michała/.
   Nie wszyscy mieszkańcy Bytomska mieli swój las /moi rodzice pod tym względem należeli do szczęśliwców/, ale nie gardzili gałęziami i korą z pańskiego lasu. W pańskim lesie przed wojną wycinano młode jodełki na grabiska i tzw. susyce. Łapał leśniczy, ale rozmowa kończyła się we dworze o siódmym przykazaniu.
    Z dworu w jesieni 1944 r uciekł Niemiec, a nie Rutowski. Tego, jak i partyzantów BCH, zaskoczyła w połowie stycznia 1945 r. nagła ofensywa armii radzieckiej. Rośjanie byli we dworze jak we wszystkich domach, ale wyjechali po zdobyciu Muchówki. Rutowski, jeśli się nie mylę, obsiał pola jeszcze na wiosnę 1945 r.
    Komisję parcelacyjną powołano przy Urzędzie Gminy w Trzcianie w jesieni lub w zimie. Chętnych do otrzymania ziemi było dużo, także z Bytomska. Dostali tylko pracujący we dworze. O ile mnie pamięć nie myli, Rutowskiemu proponowano kawałek pola i mieszkanie w części dworu, w którym planowano zorganizować szkółkę rolniczą. Nie wiem dlaczego zrezygnował i wyjechał chyba do rodziny żony w Krakowie. Po ucieczce całej Komendy Powiatowej UB w Bochni do partyzantki we dworze w Łąkcie stało wojsko polskie. Przed nimi uciekł i ukrywał się przez kilka lat Janek Truś. Czy i nie Adam Rutowski ?

Ząbki 5.10. 2006 r.

    Spisałem to wspomnienie na podstawie rozmów rodzinnych, rozmów w czerwcu 1956 r.- przed napisaniem artykułu do "Plonu" - z 5 - 6 osobami z Łąkty, którzy otrzymali ziemię z tego majątku, a także z innymi osobami /Poldek Guzik i Janek Truś/ oraz własnej pamięci.

[wstecz]