Jerzy Pączek
OKRUCHY Z PRZESZŁOŚCI ŻEGOCINY

    Jeżeli w Polsce mówimy o Ojczyźnie przed oczami stają nam wielkie wydarzenia z naszej wspólnej przeszłości; bitwy, powstania. Brak u nas łączenia tego pojęcia z naszym najbliższym otoczeniem, najbliższą okolicą. Widoczne to jest nawet w naszym języku, brak w nim rozróżnienia, które posiadają dla przykładu Niemcy. Vaterland - to ojczyzna w szerokim tego słowa znaczeniu, Heimat - to ta bliższa, mała ojczyzna.
    Tymczasem z tą "bliższą ojczyzną" i jej poplątanymi dziejami jesteśmy o wiele silniej związani niż z dziejami "szerokiej ojczyzny". Przeszłość jej tkwi w nas tak dalece, że często w codziennym pośpiechu nie zdajemy sobie z tego sprawy. Takiemu okruchowi przeszłości postarajmy się przyjrzeć zaglądając w przeszłość jednej z parafii jakich wiele w naszym lipnickim dekanacie. Z jej losami wiążą się w większości losy naszych przodków, którzy tutaj, na tej ziemi żyli od stuleci i swoją codzienną pracą powoli i wytrwale zmieniali jej oblicze. Najprawdopodobniej miejscowości należące do naszej parafii powstały około siedemset lat temu (ich dokumenty lokacyjne nie są znane), gdy pierwsi osadnicy wyrąbali rosnącą tu od tysiącleci puszczę i rozpoczęli uprawę niezbyt urodzajnych gruntów w dorzeczu potoku Sanki.
     Na podstawie zachowanych źródeł historycznych postarajmy się odtworzyć obraz życia parafii żegocińskiej po wiek XX. Już na początku przyjąć musimy, że wiele elementów tworzących tę barwna niegdyś mozaikę przepadło bezpowrotnie w mrokach minionych stuleci.
     Zajmujemy się tutaj o parafią dlatego, że w przeszłości na ziemiach polskich organizacja kościelna była nierozerwalnie związana z organizacją państwową. Parafia zaś była jej najniższą jednostką, w której powstawały dokumenty pozwalające przynajmniej fragmentarycznie odtworzyć życie jej mieszkańców w minionych wiekach.
Prawie wszystkie parafie bocheńszczyzny należały do dekanatu lipnickiego, ten zaś do diecezji krakowskiej po rok 1772, kiedy to doszło do pierwszego rozbioru Polski i zagrabienia tych ziem przez Austrię.
     W obrębie parafii ogniskowało się ówczesne życie kulturalne i po części gospodarcze. Mimo, że niektóre parafie były rozległe, np. Żegocina miała aż 51 kilometrów kwadratowych powierzchni, a z najbardziej oddalonych wsi np. Zbydniowia do kościoła było ponad 10 km wszyscy parafianie byli zobowiązani przybyć w niedzielę i święta, których było o wiele więcej niż dzisiaj, do kościoła parafialnego. Był to tzw. przymus parafialny zabraniający przyjmowania sakramentów i udziału w nabożeństwach poza własnym kościołem parafialnym.
    Jak wynika z wizytacji biskupich w Żegocinie podobnie zresztą jak w innych parafiach nabożeństwa te trwały po kilka godzin. Po sumie czyli głównej mszy czekano zwykle na nieszpory. Mieszkający dalej od kościoła pozostawali na nie od razu. Była więc okazja by odwiedzić znajomych i krewniaków, usłyszeć najnowsze wieści ze świata. Przy okazji nabożeństw, wspólnej drogi do i z kościoła rodziły się więzi towarzyskie, nawiązywały znajomości. Powstawała także sposobność by zajrzeć do licznych karczm, których, Żegocinie, jak w każdej wsi nie brakowało. Charakterystyczne ich nazwy na przykład "Pocieszka" zachowały się do dzisiaj w miejscowym nazewnictwie.
    Jak dalece wytwarzało się zjawisko więzi wewnętrznej w parafiach niech świadczy fakt, że w XVII i XVIII wieku ciągle rośnie liczba małżeństw zawieranych między mieszkańcami parafii. Pod koniec XVIII wieku takie małżeństwa to już 96% wszystkich zawieranych związków małżeńskich. Jest to także oczywiście skutek wzrastającego przywiązania chłopa do ziemi i ograniczenia jego kontaktów do najbliższej dosłownie okolicy.
    Dzisiaj w dobie powszechnego i szybkiego przemieszczania się, nieraz na duże odległości, stwierdzenie, że nasi pradziadkowie przez wiele lat nie opuszczali swojej wsi może być zaskoczeniem ale i dowodem na to jak bardzo zmienił się świat.
    Centrum życia religijnego każdej parafii stanowił i stanowi do dzisiaj kościół parafialny. Była to we wsi czy mieście budowla zwykle najbardziej okazała i z daleka widoczna. Miasta posiadały kościoły murowane, co było dowodem ich zamożności. Ich wznoszenie pociągało za sobą jednak olbrzymie koszta, którym nie były w stanie sprostać wiejskie parafie, w których dominowały kościoły drewniane. Takie też do 1895 roku posiadała parafia w Żegocinie. Znamy je z opisów wizytacyjnych. Jak wyglądały, dzięki łaskawości losu możemy zobaczyć zwiedzając szczęśliwie zachowane kościoły drewniane; św. Leonarda w Lipnicy, czy przeniesiony z Królówki i odrestaurowany na nowym miejscu w Rozdzielu kościół pod wezwaniem św. Jakuba. Ten ostatni był fundacją króla Zygmunta Augusta dla Królówki czyli wsi królewskiej i pochodzi z roku 1569, co potwierdza umieszczona na belce tęczowej data.
    Niestety ząb czasu, zawieruchy wojenne i największy wróg drewnianych kościołów - ogień nie szczędziły tych pięknych zabytków sztuki ciesielskiej. Wystrój i układ wnętrza kościelnego miał dawniej znaczenie także symboliczne o czym często zapominamy wchodząc do obecnie wznoszonych świątyń. Unikano umieszczania drzwi i okien od strony północnej, gdyż ta uchodziła za sferę zła i jego mocy. Na ścianie tej często malowano sceny czyśćca i piekła jako przypomnienie o działaniu szatana. Regułą było umieszczanie okien od południa i wschodu. Drzwi znajdowały się zwykle na osi wschód - zachód, zachód prezbiterium kościoła kierowano na wschód w stronę Jerozolimy.
    Przyjrzyjmy się takiej budowli kościelnej korzystając z opisów wizytacji biskupich kościoła w Żegocinie w XVI-XVIII w. Nie zachował się żaden jego wizerunek, przejeżdżający prze Żegocinę Jan Matejko naszkicował tylko jego pięknie okute drzwi i stojącą przy nich starą kropielnicę. Kościół czy też kościoły w tym czasie kilkakrotnie remontowano, co skrupulatnie biskupi nakazywali plebanom. Były to budowle drewniane z wieżą kryte gontem z kamienną podłogą. Dookoła kościoła biegły przysionki zwane sobotami, jakie możemy zobaczyć w Lipnicy. Trudno określić wielkość żegocińskiego kościoła, ale sądząc z zachowanych w innych wsiach kościołach nie była to budowla zbyt wielka.
    Cały wystrój wewnętrzny kościoła miał ułatwiać człowiekowi nawiązanie kontaktu z Bogiem. Wnętrze z reguły pokrywała polichromia, której piękny przykład możemy zobaczyć do dziś w kościele w Dębnie Podhalańskim. Wizytacje odnotowują ją w większości kościołów, także w Żegocinie. Polichromia kościelna często pokazywała najbardziej znane wydarzenia z Biblii ( Biblia pauperum) co miało ułatwić katechizację wiernych, którzy prawie w 100% nie posiedli sztuki czytania.
    Podobną rolę odgrywały obrazy i przedstawienia figuralne w ołtarzach. Każdy ołtarz posiadał własne wezwanie co oczywiście wiązało się z czcią określonych świętych. Ponieważ kościół w Żegocinie posiadał jako swego patrona św. Mikołaja spotykamy tu ołtarz jemu poświęcony a także ołtarze Ukrzyżowania i Wniebowzięcia NMP. Do dnia dzisiejszego zachował się z nich niestety tylko obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
    Ważnym miejscem w każdym kościele była ambona, jako miejsce głoszenia słowa Bożego. Często pięknie zdobiona np. barokowa ambona w Kościele Św. Andrzeja w Krakowie przyjmuje kształt Łodzi Piotrowej będącej symbolem Kościoła. W kościołach wiejskich były one o wiele skromniejsze ale rokokowa ambona w Żegocinie przeniesiona ze starego kościoła, zwieńczona figurą Michała Archanioła stanowi wcale udany przykład tego stylu.
    Po środku kościoła winien znajdować się krzyż. Rozwiązano to w dawnych świątyniach wprowadzając tzw. belkę tęczową z postaciami Chrystusa na krzyżu, Matki Boskiej i św. Jana. W Żegocinie zachowała się ta grupa figuralna jeszcze z XV wieku przeniesiona do obecnego kościoła, stanowi jego najcenniejszy zabytek.
    Nad wejściem do kościoła znajdował się zwykle chór, miejsce przeznaczone dla kantorów. Z biegiem czasu w XVIII w. powszechne stały się organy, które tutaj właśnie zajęły miejsce a przy ich nowy pracownik parafii - organista będący często także nauczycielem w szkole parafialnej.
    W budynku kościelnym udzielano sakramentów; chrztu, Eucharystii, spowiedzi i bierzmowania. Ten ostatni sakrament do XVIII w. szafowany był zresztą raczej rzadko. Pozostałe wymagały odpowiedniego wyposażenia kościoła. Do chrztu konieczna była woda święcona. Przechowywano ją w chrzcielnicy, którą posiadać mógł tylko kościół parafialny. Musiała być ona dobrze zamknięta, w Żegocinie w 1628 r. wizytator nakazał założyć solidne zamki by zapobiec wykradaniu wody święconej, zapewne dla jakichś magicznych praktyk. Przykłady takich chrzcielnic, często wykonanych z kamienia pięknie zdobionych zachowały się do dzisiaj. Można zobaczyć takową utrzymaną w stylu gotyckim w Trzcinie, siedzibie niegdyś dużego klasztoru Kanoników Regularnych od Pokuty.
    Innym ważnym sprzętem w kościołach były konfesjonały rozpowszechnione dopiero pod koniec XVI w. po Soborze Trydenckim. Często przybierały one wymyślne kształty, były zdobione obrazami i sentencjami. Bardzo ciekawy przykład stanowią konfesjonały w barokowym kościele w Nowym Wiśniczu. Wszyscy dorośli parafianie byli zobowiązani raz do roku stanąć u kratek konfesjonału, z czego skrupulatnie byli rozliczani.
    Najważniejszą część świątyni stanowiło podobnie jak dzisiaj prezbiterium czyli miejsce sprawowania Mszy św. i przechowywania Najświętszego Sakramentu. Szczególnym miejscem był ołtarz, od którego wymagano by jego mensa wykonana była z twardego litego kamienia i zawierała relikwie męczenników. Opis takich ołtarzy w Żegocinie daje wizytujący osobiście parafię w 1597 r. biskup Jerzy Radziwiłł. W ołtarzach lub obok znajdowało się tabernakulum, które z racji swej funkcji budziło zainteresowanie wizytatorów i było często opisywane, było ono najczęściej drewniane rzadziej murowane. Przykład,, bardzo ładny, takiego murowanego tabernakulum umieszczonego w ścianie obok ołtarza zobaczyć możemy odwiedzając kościół w Wiśniczu Starym.
    Oświetlenie kościoła stanowiły świece, stąd duże ilości lichtarzy drewnianych i cynowych w kościele oraz lampka przed najświętszym sakramentem. Ławki w tym okresie należały do rzadkości. Regułą były ławki dla szlacheckich opiekunów kościoła tzw. kolatorskie.
    Przedstawiony tu w bardzo ogólnym zarysie wystrój kościoła w Żegocinie nie odbiegał od typowego ówczesnego kanonu. Dopełnieniem budynku kościelnego była dzwonnica z wiszącymi w niej dzwonami. Były one cenne więc niezbyt liczne, rzadko spotyka się ich więcej niż trzy w parafii. W Żegocinie przetrwał zawieruchy wojenne zabytkowy dzwon z XVI pochodzący być może z ludwisarni Bohema, w której odlano wawelskiego Zygmunta. Dawniejszymi czasy dzwony odgrywały w parafii rolę o wiele ważniejszą niż obecnie. Ich głos nie tylko towarzyszył najważniejszym wydarzeniom ale regulował modlitewny rytm dnia wzywając na Anioł Pański, nieszpory, a przez to wobec braku zegarów dawał poczucie czasu. W sytuacjach krytycznych dzwony biły na trwogę.
     Na naszym terenie spustoszenia wśród dzwonów dokonali Austriacy w czasie I wojny światowej i Niemcy w czasie drugiej przeprowadzając ich rekwizycje na wielką skalę. Starodawnych dzwonów zachowało się niewiele, niektóre z nich przetrwały uszkodzone, jak ten pęknięty w Starym Wiśniczu, któremu parafianie ufundowali piękną inskrypcję pisząc
"byłem z wami płakałem z wami." Przez stulecia parafianie odchodzili na przykościelny cmentarz, na kościelnej wieży pozostawał dzwon towarzyszący swoim głosem ich ostatniej drodze.
     Wokół kościoła rozciągał się cmentarz, który jako miejsce poświęcone, "poświętne" był niejako częścią kościoła. Był on miejscem azylu, za jego profanację groziła podobna kara jak za profanację kościoła. Dlatego też zabraniano wjeżdżania na cmentarz, pasienia tu bydła, nocowania, uprawiania żebractwa i urządzania tańców. Zwłaszcza w miastach cmentarze były jednak miejscem zebrań i . spacerów. Koniecznym dopełnieniem cmentarza była kostnica. Wobec szczupłości cmentarzy po pewnym czasie przenoszono tu kości ze starych grobów, by później je pochować w jednym wspólnym. Z opisów cmentarza w Żegocinie wyłania się swoista rywalizacja o miejsce w tym zakątku wiecznego spoczynku. Najbardziej zaszczytny był pochówek pod posadzką świątyni zarezerwowany jednak dla kapłanów i szlacheckich dobroczyńców kościoła. Zaszczytem było tez spoczywać w przedsionku kościoła lub przy jego murze. Także na samym cmentarzu znajdowały się wydzielone zwyczajowo rejony pochówków np. dla dzieci, które zmarły przed przyjęciem komunii. Zdarzały się także przypadki grzebania zmarłych poza obrębem cmentarza, na miejscu niepoświęconym dla osób objętych klątwą kościelną.
    Z instytucji ściśle związanych z kościołem wspomnieć warto szkołę i szpital. Nakaz tworzenia przy kościołach szkół wydał Sobór Luterański IV w 1215 roku. W Polsce szkoły parafialne stały się powszechne w XVI w. Utrzymanie szkoły należało do obowiązków plebana i parafian. Uposażenie nauczyciela było najczęściej marne. W Żegocinie w 1597 roku posiadał on dom, w którym odbywała się nauka, ogród i opłaty od parafian tzw. klerykaturę po 1 groszu od domu. Od tego roku przez cały wiek XVII po rok 1730 mamy wzmianki o istnieniu w Żegocinie szkoły i nauczyciela.
     Początek XVIII w. rządy Sasów i wojna północna przyniosły ostateczną ruinę szkolnictwa parafialnego. W 1730 r. wizytacja odnotowuje w całym dekanacie lipnickim tylko trzy szkoły w: Bochni, Nowym Wiśniczu i Charonowie (1664 r. było ich 23). Poziom szkół wiejskich był zwykle bardzo mizerny. Ograniczano się do nauki śpiewu kościelnego, podstaw pisania, rachunków, czytania, czasami początków łaciny. Oczywiście do szkoły uczęszczali wyłącznie chłopcy, nauka odbywała się głównie zimą, kiedy nie było prac w gospodarstwach. O podręcznikach, zeszytach czy pomocach naukowych nie było mowy po wiek XX. Bardziej opornych na wiedzę przymuszano "rzemienną argumentacją".
     Inną instytucją będącą w gestii kościoła był szpital przykościelny. Pełnił on nieco inne funkcje, niż te które łączymy z nim obecnie. Zadaniem jego było dać pielgrzymom, ubogim, starcom dach nad głową, strawę, odzież, możność leczenia i opiekę duchową. Początkowo szpitale istniały tylko w miastach, po Soborze Trydenckim stały się powszechne także na wsiach, tak, jak powszechnym elementem krajobrazu przeszłości byli ubodzy i stan dziadowski. W Żegocinie szpital taki był w pobliżu kościoła w XVII w. Mieszkający tu żebracy byli zobowiązani do obsługi kościoła i odmawiania modlitw za dobroczyńców. Rzecz ciekawa iż dziad kościelny jak się wydaje nie był osobą pogardzana, gdyż mieszkający tu w XVII w. jeden z żebraków był ponad 30 razy ojcem chrzestnym i to nawet dzieci szlacheckich.
     Przez przypomnienie tych kilku faktów z przeszłości naszej parafii chciałem pokazać jak bogata jest jej historia. Jest to nasze najbliższe otoczenie, w którym przeżywamy dni które stały się naszym udziałem. Dla nas są one oczywiście tymi najważniejszymi. Nie zapominajmy jednak, ze ich kształt, to często chociaż tego nie zauważamy, skutek tego, co było przez stulecia przed nami.

O AUTORZE

Jerzy Pączek

Jerzy Pączek - historyk, absolwent Wydziału Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego 1989, nauczyciel historii i wicedyrektor I Liceum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Bochni.

[wstecz]